W XIX w. w Staropolskim Okręgu Przemysłowym istniały dziesiątki zakładów metalurgicznych. Duża ich część była zlokalizowana w okolicy Końskich. Manufaktury hutnicze działały nad rzeką Czarną i jej małymi dopływami.
Większość z nich w XX w. nie dotrzymała kroku postępowi technologicznemu. Opłacalność produkcji małych, nieunowocześnianych zakładów malała. Większość kuźni, walcowni czy drutarni została zamknięta, budynki zaczęły pełnić inne funkcje lub popadły w ruinę. Dziś zostały po nich najczęściej nieliczne ślady i "hutnicze" nazwy osad, np. Młotkowice, Hucisko, Drutarnia, Szabelnia. Los szczególnie wyróżnił jeden z dawnych zakładów - zabytkowy zespół walcowni i gwoździarni w Maleńcu. Obiekt zachował się do dziś niemal niezmieniony w XIX-wiecznym stanie.
W 1784 r. jeden z pionierów polskiego przemysłu, kasztelan łukowski Jacek Jezierski (1722-1805) spiętrzył wody rzeki Czarnej w Maleńcu i uruchomił fryszerkę - zakład, w którym drogą świeżenia surówki wielkopiecowej otrzymywano stal. W 1836 r. kolejny właściciel, Józef Bocheński, na miejscu pieców fryszerskich zbudował walcownię i gwoździarnię. W latach 70. XIX w. wprowadzono jeszcze maszyny do produkcji szpadli i łopat, po czym zakład pracował bez większych modernizacji aż do 1959 r., kiedy koła wodne zastąpiono silnikiem elektrycznym. Ostatnie szpadle wyprodukowano w Maleńcu w listopadzie 1967 r. Obiekt uznany za zabytkowy przykładnie niszczał do 1970 r. Przed niechybną zagładą uratowali go naukowcy i studenci z Politechniki Śląskiej. Od ponad 30 lat w czasie wakacji pracują w Maleńcu przy rekonstrukcji budynków i maszyn. Dzięki ich wysiłkom niemal cały zakład jest "na chodzie". W XIX-wiecznej hali walcowni działa drewniane koło wodne zespolone z olbrzymim żelaznym kołem zamachowym - szaleńcem. Zachowała się także walcarka z 1834 r. W niżej położonej hali gwoździarni i szpadlarni są: drugie koło wodne, szlifierki, prasy, gwoździarki, wiertarki i młoty.
Gdy urządzenia napędzane za pośrednictwem wału i pasów transmisyjnych zaczynają pracować, hala wypełnia się głośnym łoskotem. Brakuje tylko robotników uwijających się przy maszynach, by w pełni poczuć się jak w XIX w. Czasami można zobaczyć, jak w czasie próbnych rozruchów z trzaskającej gwoździarki wypadają nowiutkie gwoździe.
W Maleńcu trzeba być w ostatniej dekadzie lipca, w czasie corocznych Kuźnic Koneckich - imprezy przypominającej tradycje hutnicze Staropolskiego Okręgu Przemysłowego. Zakład ożywa wówczas w pełni. Poza tym jego atrakcje można podziwiać przez cały rok, codziennie od rana do wieczora. W portierni zawsze jest dyżurująca osoba, która sprzedaje bilety wstępu i oprowadza po zakładzie.