Rynek w Sarnakach to ciekawe miejsce, ze względu na stojący tu oryginalny pomnik - olbrzymi pocisk rakietowy, jakby z całej siły wbity w ziemię. Z daleka wygląda jak prawdziwy, ale umieszczone na monumencie tablice wyjaśniają, że to jedynie pamiątka wydarzeń sprzed niemal 70 lat. "Oni ocalili Londyn" - mówi napis. Upamiętnia członków ruchu oporu i okolicznych gospodarzy, którzy brali udział w rozpracowaniu najsłynniejszej z niemieckich "Wunderwaffe", rakiety V-2.
Testowane pociski startowały z wyrzutni leśnego poligonu pod wsią Blizna (na południowy wschód od Mielca). Po pokonaniu 250 km spadały na teren utworzonego w pierwszej połowie 1944 r. poligonu-celu na północ od Sarnak. Specjalny oddział Wehrmachtu zajmował się ustalaniem lokalizacji miejsca upadku pocisków i zbieraniem szczątków tajnej broni. W praktyce do miejsc eksplozji bardzo często pierwsi docierali Polacy. Zdarzało się, że rakiety spadały nawet na wiejskie podwórka. Mnóstwo ich elementów przechwytywali miejscowi gospodarze; doskonałej jakości stal, kable, blacha duraluminiowa czy zbiorniki po rakietowym paliwie przydawały się w obejściach. Do dziś w niejednej zagrodzie można jeszcze spotkać "zagospodarowane" szczątki V-2!
Do tropienia pocisków włączyli się mieszkający w okolicy żołnierze oddziałów Armii Krajowej. W maju 1944 r. zabezpieczono prawdziwy skarb - jedną z rakiet, która nie wybuchła padając w grząski grunt nad Bugiem. Wydobyto ją i przewieziono do Warszawy. Dwa miesiące później z dołączoną ekspertyzą polskich naukowców fragmenty V-2 przekazano aliantom (podczas brawurowej akcji z lądowiska w pobliżu Tarnowa zabrał je angielski samolot). Rakieta wydobyta pod Sarnakami pozwoliła aliantom poznać tajniki jej konstrukcji i opracować metody walki z nowym rodzajem broni.