Wędrując czerwonym szlakiem z Rytra na Niemcową i Radziejową przechodzimy w Obłazach koło murowanej kapliczki. Historię postawionej na szlaku kapliczki opowiedziała mieszkająca w pobliżu Pani Michalina Polakiewicz.
Oto ta historia:
„Jędruś Kotarba sprzedał, co z ojcowizny miał i wyruszył do Ameryki. U siebie był zdunem, budował piece z kamyczków. Za oceanem jednak potrzebowali farmerów, nie zdunów, a Jędruś jakoś nie przyznał się, że w starym kraju był także rolnikiem, więc kazali mu wracać "sofort". Jakże jednak było wrócić, gdy pieniądze za sprzedane pole wydał już na "sifkartę" do Ameryki, a na powrotną drogę już nie miał. Tułał się więc i tęsknił za krajem, a na powrót nie było widoku. Tak... złożył śluby Matce Boskiej, że jeśli pozwoli mu wrócić "o proszonym chlebie, to postawi ku jej czci kapliczkę..."
Jakoś wrócił. Zaraz też zabrał się do wypełniania tego, co przyrzekł. Karczył kamienie po lesie, nosił w worku i wybudował kapliczkę. Sprawił wszystko jak należy, jednak brakowało mu obrazu. Nie potrafił namalować, a kupić nie miał za co. A był to czas, kiedy spalił się drewniany kościół w Barcicach. Spod chóru tego kościoła Jędruś wyniósł dwa obrazy, przyniósł pod sukmaną do kapliczki. Jego gorliwość religijna nie usprawiedliwiała jednak świętokradztwa; od chwili gdy obrazy znalazły się w kapliczce, zaczął padać deszcz. Lało dwa tygodnie, a co noc śniła się Jędrusiowi Matka Boska i upominała go, mówiąc: "Odnieś mnie, skąd żeś wziął, bo spłynę wodą". Znękany snami Jędruś wrócił do Barcie. Opowiedział proboszczowi o kapliczce i o tym, co zrobił. Ksiądz zgodził się, aby obrazy, które Jędruś zabrał po kryjomu, powędrowały do jego kapliczki. Polecił jednak, aby przeniesienie odbyło się uroczyście. Powróciły więc obrazy w procesji przebłagalnej do kapliczki i są tam do dziś.
Historię tę przekazał pani Michalinie Polakiewicz zmarły w 1971 roku jej ojciec Jakub Tomasiak. Kapliczka, o której opowiada, stoi na Maślankowym Polu na Obłazie, przy szlaku z Rytra na Niemcową. Murowana z kamienia, polepiona gliną i pobielona, przykryta drewnianym dachem, w szczycie drewniany krucyfiks, do wnętrza prowadzą niskie drzwi z małym okienkiem. Wewnątrz znajduje się ołtarzyk, pod bocznymi ścianami dwie ławki, na ołtarzyku drewniana figura Chrystusa Zmartwychwstałego i gipsowa figurka Matki Boskiej. Na obielonych ścianach, półokrągło zamykających wnętrze kapliczki, wiszą trzy większe obrazy: Matka Boska Pocieszenia, Matka Boska z Bernadetą i obrona Częstochowy. Jest też kilka małych obrazków. Sklepienie kapliczki półokrągłe z desek, przed wejściem stopień ułożony z brył kamienia. Budowla przemawia prostotą, ale zarazem wyważeniem proporcji i kształtów. Jej symetrię podkreślają dwa rosnące przed kapliczką modrzewie.
Pani Michalina opowiada, że Matka Boska Pocieszenia i Matka Boska z Bernadetą to obrazy przyniesione przez Jędrusia. Również drewniany krzyż znad wejścia do kapliczki wisi tam od początku. Obrona Częstochowy to ślubny obraz ś.p. Marii Maślanka, który ofiarowała do kapliczki. Nie wiadomo skąd pochodzi drewniana figura Chrystusa Zmartwychwstałego. Wraz z nią była jeszcze rzeźba przedstawiająca dwa siedzące aniołki (być może siedzące przy pustym grobie), ale ukradli je turyści. Gipsową figurkę Matki Boskiej kupili "ludzie".
Pani Michalina pamięta tabliczkę na drzwiach, na której widniał jakiś napis i data 1881; ta również zginęła na przełomie lat 1979-80. Pani Michalina woziła obrazy do odnowienia. Powiada, że przyszedł do niej Jakub Kwiczała zatroskany o wygląd kapliczki i powiedział: "Każdy chłop dbo o swoje, a tu nikt nic nie robi". I wyłożył 150 złotych na odnowę obrazów, resztę dali inni, a cały koszt wyniósł 700 złotych. Gdy wiozła te obrazy autobusem, młodzi śmiali się z niej, "że się starej babie zachciało lustra". Doradzano również, by kupić nowe obrazy, a nie odnawiać, jednak stanowczo się temu sprzeciwiła.
W 1981 roku, zupełnie nieświadomie, że jest to setna rocznica istnienia kapliczki, pani Michalina zaniosła pierwszy raz na mszę proboszczowi ryterskiemu. Wtedy właśnie, w Przemienienie Pańskie, odprawiona została pierwszy raz msza święta przy kapliczce. - Nie było to natchnienie od Boga? - pyta. I tak już co roku. Jeśli pada deszcz, mszę świętą, która odprawiana jest pod gołym niebem, przesuwa się o tydzień lub dwa. Oprócz corocznej mszy, ludzie zbierają się na majówkę. Opowiada pani Michalina, że są ludzie, którzy szczególnie pokochali to miejsce na Obłazie. Pani Helena Legutko z domu Olszowska przyszła do kapliczki w dzień ślubu. Często przychodzi tu latem. Dwa lata temu, w któryś upalny sierpniowy dzień przyszła cała rodzina, a syn-kapłan odprawił w samo południe mszę św.
Stojąc przed kapliczką odnosi się wrażenie, że jest się bardzo wysoko. W dole rozpościera się dolina Popradu. Za nią wznosi się masyw gór pasma Jaworzyny. Na lewo widać kotlinę Sądecką. Miejsce piękne i wzniosłe. Perspektywa jak z nieba. Wspaniała dekoracja opowieści o świadectwie wiary w dramacie ludzkiego bytowania. Powyższą historię wysłuchał i spisał Pan Piotr Kulig. Z czasem otoczenie i wygląd kapliczki uległ zmianie. Modrzewie wycięto (podobno korzenie drzew „podnosiły” mury kapliczki) , otynkowano i pomalowano ściany , wymieniono dach. Nie ma też kamiennych progów , w ich miejscu powstały betonowe stopnie i metalowa barierka. Kapliczka trochę straciła na zewnętrznym wyglądzie , ale klimat wnętrza pozostał…