Odwiedzając region świętokrzyski, miłośnicy talentu Witolda Gombrowicza powinni koniecznie zatrzymać się w Dołach Biskupich nad urokliwą rzeczką Świśliną. Znajduje się tu były zespół przemysłowy dawnej fabryki tektury "Witulin" (obecnie w ruinie), której głównymi współwłaścicielami byli rodzice Witolda Gombrowicza. Nazwa wiąże się bezpośrednio pisarzem - to rodzice nazwali tak zakład ze zdrobnienia jego imienia - Witulin. Miał on zarazem stanowić w przyszłości zabezpieczenie finansowe dla syna.
Świślina, ta leniwie płynąca przez Kielecczyznę rzeczka, mająca źródła gdzieś na północ od Pasma Sieradowickiego Gór Świętokrzyskich, tutaj, w Dołach Biskupich, niemalże ma swoje ujście, zanim w Nietulisku wpadnie do Kamiennej. Człowiek wykorzystuje ją tu już od czterystu lat, konstruując coraz to wymyślniejsze urządzenia napędzające wodne koła, budując w tym samym miejscu jazy, zapory czy tamy.
Od niepamiętnych czasów działały tu młyny, wodne walcownie żelaza i kamieniarskie traki. Prawdziwą rewolucję przemysłową Doły Biskupie przeżyły za sprawą dziadka pisarza, Ignacego Leona Kotkowskiego. W 1885 roku na zakupionej ziemi wybudował cztery młyny przemysłowe i dziewięć lat później rozpoczął wydobycie piaskowca, uruchomiając obróbkę kamienia, jednocześnie zakładając spółkę. Po jego śmierci dobra te w spadku otrzymała matka pisarza, Marcelina.
Nowy rozdział w dziejach Dołów Biskupich rozpoczął się całkiem niedawno, bo sto lat temu, a autorem był ojciec pisarza, Jan Gombrowicz, który postanowił wybudować tu fabrykę tektury, rezygnując z młynów i ograniczając kamieniarkę. Z braku funduszy na rozwój w 1911 roku wyemitowano w cesarstwie rosyjskim ponad dwa tysiące ich akcji - po sto rubli każda. Dzięki temu uzbierali całkiem przyzwoitą sumkę na rozbudowę powstającej fabryki. W 1911 roku dotarły tu specjalistyczne maszyny z renomowanych zakładów w Niemczech, Anglii, Francji. Produkcja ruszyła pełną parą, a skoro funkcjonowała fabryka, to i ludność była zadowolona, bo miała pracę... urządzenia zaś spisywały się bez zarzutu aż do 1968 roku. Podłączono je do sieci elektrycznej, zmieniono system pracy, zwiększono zatrudnienie i produkcję. W manufakturze tektura jakością absolutnie nie ustępowała tej z nowoczesnego zakładu w Kielcach, ale cóż, na niewiele to się zdało i zaczęto ograniczać produkcję starej fabryki, aż w końcu uznano, że pogombrowiczowska fabryka to zabytek techniki i na bramie zawisł łańcuch z kłódką.
Patrząc na to wszystko perspektywy czasu, można się dzisiaj uśmiać - zakład produkujący tekturę uznano za tajny, być może przez fakt, że miał nie byle jakich odbiorców, przyjeżdżali zewsząd, również ze stolicy, a i wojsko się tu zaopatrywało... Po zamknięciu fabryki miało być zorganizowane jedyne w świecie muzeum pisarza, ale skończyło się tylko na czczym gadaniu, a tak naprawdę do dziś nie wiadomo, czy Witold kiedykolwiek odwiedził to miejsce...
Pokorna rzeka pokazała co potrafi, w 2001 roku wystąpiła z koryta i przez powódź sprawa rozwiązała się sama...
Zrujnowane budynki to dziś własność prywatna, a właściciel wystąpił już o pozwolenie na budowę elektrowni wodnej i w przyszłości zamierza wykorzystać zrujnowany obiekt na potrzeby hotelu. I pomyśleć, że to miejsce jeszcze niedawno tętniło życiem...
Warto dodać, że przez miejscowość przebiega Świętokrzyski Szlak Literacki.