Choć Kromołów ma rodowód sięgający XII w., dziś jest zaledwie dzielnicą powstałego „po tamtej stronie Warty” Zawiercia. Wiele jest tu ciekawostek do obejrzenia, więc pewnie nie każdy zatrzyma się obok ośmiobocznej, stojącej przy głównej drodze kaplicy. Tymczasem ta zadbana budowla kryje w sobie tajemnicę. Pod jej posadzką znajduje się bowiem główne źródło trzeciej co do wielkości rzeki w Polsce.
Na przełomie XVI i XVII w. stała w tym miejscu drewniana kapliczka pilnowana przez św. Marka – orędownika w sprawach pogody, opiekuna zbóż i zasiewów. Kiedy w XVIII w. mocno zalazły kromołowianom za skórę ulewne deszcze i powodzie, postanowiono patrona zmienić. Św. Marek ustąpił miejsca najodpowiedniejszemu z odpowiednich – św. Janowi Nepomucenowi.
W roku 1790, w wielkim pożarze Kromołowa spłonęła także kapliczka. Odbudowano ją – już murowaną - w 1803 r. Przetrwała do 1988 r., kiedy postanowiono przeprowadzić jej generalny remont. Najwyższy był po temu czas, ponieważ poziom krzyżujących się w pobliżu ulic (Siewierskiej, Filaretów i Harcerskiej) podniósł się na tyle, że do jej środka dostawała się woda z jezdni.
Kapliczka została rozebrana i odtworzona na podniesionym o metr fundamencie. Głównym jej patronem pozostał Jan Nepomucen, ale w opiece nad niesfornym źródłem Warty pomagają mu - św. Jacek, obrońca ludzi zagrożonych utonięciem (jedyny święty z Polski, którego można oglądać wśród 140 rzeźb otaczających plac przed Bazyliką św. Piotra w Rzymie) i św. Tekla – orędowniczka w czasie pożarów i zarazy.
Obraz św. Tekli znajduje się w ołtarzu głównym kapliczki. Po prawej jego stronie stoi figura św. Jana, po lewej – św. Jacka. Warto wspomnieć, że ten ostatni jest jednocześnie patronem Śląska. Niektórzy mówią o nim „św. Jacek z pierogami”. Jak chce jedna z legend – sam je przyrządzał, a później karmił nimi ubogich.
Kaplica jest na co dzień zamknięta i patronów dojrzeć można jedynie przez dziurkę od klucza. Wypływający spod niej cienki strumyczek z krystalicznie czystą wodą ujęto w karby specjalnego korytka. Lodowata i bardzo smaczna, wydostaje się na zewnątrz w pobliżu remizy. Na stojącej tam tablicy informacyjnej można wyczytać, iż niepozorna w tym miejscu rzeka dwukrotnie (1912 i 1966) wezbrała do tego stopnia, że woda sięgała niemal do połowy stojących przy głównej ulicy domostw.