Wjeżdżając od strony Kolbuszowej w las otaczający Werynię, zauważymy niewielką kapliczkę zawieszoną na potężnym dębie. Ten wiekowy dąb był świadkiem wielu wydarzeń związanych z historią Weryni. W tym miejscu nie było niegdyś drogi tylko duża polana otoczona równie starym drzewostanem. Ponoć po zwycięskiej bitwie pod Wiedniem w 1683 roku do tych drzew przykute były zdobyczne armaty, które jako trofeum przywiózł do Weryni ówczesny jej właściciel Karol Lubomirski. Uczynił tak z obawy przed ich kradzieżą a dzisiejszy dąb był zapewne jednym ze strażników armat.
Pamięta on na pewno Felicjanę z Reyów Tyszkiewiczową, która na drzewach wokół polany zawiesiła malowane na deskach obrazy wyznaczające drogę krzyżową. Ale gdy obok pobliskiego pałacu wzniesiono w roku 1873 murowaną kaplicę, przeniesiono do niej wszystkie obrazy z wyjątkiem tego jednego na sękatym dębie.
Polana była również miejscem patriotycznych spotkań młodzieży weryńskiej - śpiewano pod dębem pieśni patriotyczne, recytowano Pana Tadeusza, wystawiano sztuki teatralne. A wszystko to pod opieką mieszkańców pałacu, gdzie tradycje patriotyczne były zawsze żywe. Pod koniec XIX wieku hrabia Tyszkiewicz polecił wytyczyć drogę do Kolbuszowej ale ponieważ nikt nie odważył się wyciąć dębu z kapliczką, pozostał on do dziś na skraju tej drogi. Tylko wizerunek Matki Boskiej malowany na desce po wielu perypetiach zamieniono na nowszy. Strzelali do niego czerwonoarmiści, miał być omyłkowo spalony w kotłowni aż w końcu umieszczono go w kościele parafialnym w Weryni .