Niegdyś była to jedna z najpiękniejszych rezydencji na Dolnym Śląsku, ale i dziś warto ją zobaczyć. Przez wieki należała do Reichenbachów, rodu o długiej i niezwykłej historii. Legenda mówi nawet, że w 1188 r. Bernard Reichenbach podczas wyprawy krzyżowej miał pokonać syna samego Saladyna.
Rodzina kupiła dobra w Goszczu od biskupstwa wrocławskiego, a następnie w 1749 r. zaczęła budowę potężnego pałacu, który łączył w sobie austriacki barok i pruskie rokoko. W samym parku, ze stawami oczywiście, stanęły romantyczne wiejskie chaty, Świątynia Sybilli, rzeźby antyczne, a z widokowego wzgórza można było podziwiać okolicę. W kościele, połączonym z pałacem szklanym łącznikiem, celebrowano nabożeństwa. Kwitły aleje rododendronów. Okazała budowla była wizytówką rodziny, którą stać było na wszystko. Kiedy Prusy przystąpiły do wojny z Napoleonem, hrabiowie ofiarowali na potrzeby armii nie tylko spore sumy, ale również rodowe srebra i biżuterię. Angażowali się również w politykę. Pod przewodnictwem Gottloba von Reichenbacha w lutym 1814 r. zebrał się w Berlinie zalążek parlamentu.
Świetność Goszcza trwała do 1945 r. W szafach ciągle leżały równo ułożone płaszcze, suknie, futra. Kuchenne naczynia w każdej chwili gotowe były do użycia. Majątek zniszczyli najpierw Rosjanie, potem w 1947 r. strawił go pożar. Plotka mówi, że pałac "musiał" spłonąć, ponieważ wszystkie meble oraz inne tutejsze dobra zapakowano na wagony towarowe, które wyjechały gdzieś na Wschód.
Dziś rezydencja w Goszczu, częściowo zamieniona na mieszkania, przedstawia smutny widok. Warto jednak obejść pałac i pospacerować w dawnym parku. Od strony stawu budowla prezentuje się ciągle okazale. Samą rezydencję jest na pewno ciekawym miejscem dla wielbiciel twórczości Jana Jakuba Kolskiego. To na krużganku tego obiektu Franciszek Pieczka uzdrawiał chorych w filmie Jańcio Wodnik.