Tytuł głośnego czeskiego filmu doskonale pasuje do sytuacji, jaka miała miejsce na liniach kolejowych w okolicach Głuchołaz. Już od 1899 r. austriackie pociągi z Krnova do Jeseníka kursowały przez niemieckie Głuchołazy. Jednak wtedy pasażerowie z obu stron granicy mogli ją swobodnie przekraczać. Z powodu złych stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Czechosłowacją po 1945 r. pierwszy czeski pociąg przejechał po polskich torach dopiero pod koniec 1948 r. Każdy przejazd odbywał się w asyście żołnierzy polskiego WOP-u. Czesi nie mogli wysiadać z wagonów na naszych stacjach, a Polacy nie mogli do nich wsiadać, mimo że skład odbywał postój na stacji Głuchołazy.
Wprawdzie już bez zbrojnego nadzoru, ale nadal w pełni "eksterytorialnie" czeskie "vlaki" jeździły przez skrawek naszego terytorium aż do grudnia 2006 r. Od tego roku Polacy po uproszczonej odprawie na peronie stacji Głuchołazy i nabyciu biletu u konduktora (za korony!) mogą korzystać z czeskich pociągów na trasie Jindřichov-Głuchołazy-Mikulovice (codziennie 5 par połączeń). Uruchomiono także międzynarodowy weekendowy pociąg turystyczny Opole-Nysa-Głuchołazy-Jeseník-Ramzová-Ostružná, kursujący codziennie w sezonie letnim oraz w okresie ferii zimowych.