Stara zasada głosi, że dobre i sprawiedliwe prawo to za mało, by walczyć skutecznie z przestępczością. Ważne są przede wszystkim poczucie nieuchronności kary i sprawne jej wymierzanie. Właściwie rozumiejąc to przesłanie rady szanujących się miast zatrudniały dawniej profesjonalnych katów. To do nich należało niezwłoczne wymierzanie kar nałożonych na przestępców. Do ich obowiązków należała także pomoc w badaniu oskarżonych w czasie śledztw, zazwyczaj oznaczająca stosowanie tortur. Ponury charakter tego fachu znajdował odzwierciedlenie w tym, jak traktowano katów i ich rodziny. Nazywani "mistrzami małodobrymi", zmuszeni byli mieszkać poza murami miejskimi. W kościelnych nabożeństwach wolno im było uczestniczyć tylko w kruchcie. W rozumieniu ludzi minionych epok krew uśmiercanych skazańców czyniła ich w pewnym stopniu winnymi zabójstw, niegodnymi wstępu do domu bożego.
Choć profesja dawała pewną, powiedzielibyśmy dzisiaj "budżetową" pensję, nie było zbyt wielu chętnych do jej wykonywania. Może dlatego często zdarzało się, że ten niewdzięczny fach był dziedziczony. Jedną z rodzin katowskich Otmuchowa byli Kühnowie. Wiemy o tym nie tylko z zachowanych dokumentów. Niejaki Krzysztof Kühn pozostawił po sobie niezwykły ślad. W 1665 r. wystawił kapliczkę dla chwały Bożej i pamięci swojej zmarłej żony. Kaci, jakich znamy z literatury czy filmu, chyba nie byliby zdolni do tak ludzkiego odruchu jak sławienie pamięci "ślubnej małżonki". Widać Krzysztof Kühn z Otmuchowa nie był przygarbionym, byle jak odzianym, raczej brudnym, jednozębnym, czerwonookim, niegolonym okrutnikiem.
Kapliczka kata stoi przy ul. 1 Maja (wyjazd z miasta w stronę Wójcic lokalną drogą), przy ostatnich zabudowaniach Otmuchowa. Niełatwo ją znaleźć ze względu na to, że pełni dzisiaj podwójną rolę. Od strony ulicy na kamiennej steli znajduje się obrazek św. Rocha. Mocno zatarta inskrypcja poświęcona żonie kata znajduje się na tylnej ściance, niewidocznej od strony ulicy.