Rozległy trójczłonowy kompleks zamku krzyżackiego w Malborku, którego czerwone mury od ponad siedmiu wieków odbijają się w wodach Nogatu, to widok, wobec którego nikt nie może przejść obojętnie. Malbork oszałamia surowym pięknem średniowiecznej architektury, Malbork przygniata bogactwem zgromadzonych tu różnorodnych eksponatów, które z pewnością warto zobaczyć, Malbork wreszcie zmusza do refleksji, bo niewiele jest w Polsce miejsc, gdzie stara łacińska maksyma - sic transit gloria mundi (tak przemija chwała świata) - jest tak głęboko wpisana w dzieje zabytkowych murów.
Jednak tych, którzy szukają przede wszystkim nieskażonej autentyczności, trzeba od razu ostrzec. Ostatni wielki mistrz krzyżacki opuścił mury tej warowni w 1457 r., później przez ponad 300 lat była ona rezydencją królów polskich i królewskich starostów, a po I rozbiorze Polski została niemal kompletnie zniszczona przez władze pruskie, które przebudowały ją na koszary i magazyn zbożowy. To, co dzisiaj można tutaj zobaczyć, jest zatem w dużej mierze efektem pracy kilku pokoleń niemieckich, a następnie polskich konserwatorów, którzy (zwłaszcza ci pierwsi) wznieśli ten zamek niejako od nowa. Autentyczne są przede wszystkim jego główne mury obwodowe i trochę cennych detali, ale otwory okienne, ściany wewnętrzne, sklepienia, kolumny, krużganki, malowidła ścienne, a nawet mury i baszty obronne to w zdecydowanej większości rekonstrukcja.
W średniowieczu mawiano: ex marmore Mediolanum, ex lapide Ofen, ex luto Marienburg (z marmuru Mediolan, z kamienia Buda, z błota Malbork) i stwierdzenie to wydaje się oddawać istotę rzeczy. Z jednej strony uderza wielkość Malborka - to ciekawe miejsce śmiało można porównać do najwspanialszych budowli średniowiecznej Europy, a z drugiej kruchość jego potęgi (zarówno tej materialnej, jak i duchowej), która już kilka razy w ciągu minionych wieków ulegała daleko idącej destrukcji, jak ów przysłowiowy kolos na glinianych nogach.