Mierzeja Wiślana kojarzy się zazwyczaj z piaskiem plaż, pięknymi lasami i czasem letniego relaksu. Jest tu jednak miejsce, które, choć dziś ciche i spokojne, nadal wzbudza u odwiedzających trwogę. To dawny niemiecki obóz koncentracyjny Stutthof. Decyzja o tym, że wśród nadmorskich borów, niemal w sąsiedztwie nadbałtyckiej plaży zlokalizowano koszmarne miejsce eksterminacji ludzi, zapadła jeszcze w sierpniu 1939 r. w siedzibie gdańskiej SS. Już drugiego dnia wojny przywieziono tu Polaków aresztowanych w Gdańsku. Pierwsi więźniowie rozpoczęli budowę baraków tzw. Starego Obozu. W 1942 r. KL Stutthof powiększono. Poza Polakami i Żydami zaczęto tu osadzać Europejczyków z całego kontynentu, od Hiszpanii po Estonię i Rosję.
Jak w każdym niemieckim kacecie ludzie ginęli w Stutthof na skutek morderczej pracy, fatalnych warunków obozowego życia oraz egzekucji, w tym także w komorze gazowej. Śmiertelne żniwo zebrała wśród więźniów ewakuacja zarządzona przez niemieckie władze w styczniu 1945 r. Podczas marszu zginęły tysiące więźniów. Wielu utonęło także podczas ewakuacji drogą morską. Łącznie przez prawie 5,5 roku działania obozu przebywało w nim 110 tys. więźniów. Liczbę ofiar szacuje się na ok. 65 tys.
Gdy 9 maja 1945 r. do Stutthof wkroczyli czerwonoarmiści, zastali w barakach garstkę więźniów i tysiące... Niemców. Byli to zakwaterowani w opustoszałym obozie cywilni uciekinierzy z Prus Wschodnich, którzy nie zdołali dostać się na zbawcze ewakuacyjne statki. Los sprawił, że razem z silnym zgrupowaniem Wehrmachtu zostali okrążeni na szczupłej przestrzeni Mierzei Wiślanej. Rosjanie zajęli teren obozu już po ogłoszeniu aktu bezwarunkowej kapitulacji Niemiec.
Muzeum Stutthof można zwiedzać codziennie - od maja do września w godz. 8.00-18.00, od października do kwietnia w godz. 8.00-15.00. W budynku dawnej komendantury odbywają się projekcje krótkich filmów poświęconych historii obozu (w sezonie co pół godziny dla wszystkich chętnych, poza nim tylko dla grup turystów).