Kilka stuleci temu na ulicach Węgrowa można było zobaczyć mężczyzn w spódnicach! Od drugiej połowy XVI w. miasto było jednym z ważniejszych ośrodków protestantyzmu w Rzeczypospolitej. Osiedlali się tu arianie i kalwini, na synody zjeżdżali ewangeliccy biskupi. W XVII w., ponoć za sprawą właściciela Węgrowa księcia Bogusława Radziwiłła ("czarnego charakteru" z sienkiewiczowskiego Potopu), w mieście pojawili się protestanci ze Szkocji. Korzystając z nadanych przywilejów, założyli sporą kolonię - szkocką dzielnicę w północnej części Węgrowa. W swoich warsztatach tkali sukno, niektórzy utrzymywali się z handlu. Zapewne przynajmniej od święta paradowali wówczas po mieście w kiltach, czyli w tradycyjnych szkockich męskich spódnicach z kraciastego tartanu. Ponad owłosionymi łydkami często można było dostrzec ciemnozielono-niebieską kratę jednego z najpotężniejszych klanów Szkocji - Campbellów.
Na istniejącym do dziś ewangelickim cmentarzyku w pobliżu garaży i bloków przy ul. Chopina ocalała piaskowcowa płyta nagrobna niejakiego Archebalda Campbella (zm. 1692), domniemanego burmistrza Węgrowa. Szacowny pan Archebald pochodził z gałęzi Campbell of Argyll klanu Campbell. Oprócz napisów w kamieniu uwieczniono herb zmarłego. Jest identyczny z używanym do dziś herbem naczelnika klanu, szkockiego księcia Argyll z zamku Inveraray w hrabstwie Argyll! Oprócz tego nagrobka zachowały się także płyty z bardzo zatartymi nazwiskami zmarłych ze szkockich rodzin Hueys i Henderson-Lidell, również pochodzące z końca XVII w. Dowodem na polonizowanie się Szkotów węgrowskich są późniejsze groby, już z całkowicie polską pisownią zachowanych na nich nazwisk. Szkockie korzenie mógł mieć pastor Karol Tetfejler (zm. 1838), z pewnością miała je również siostra Maria Gowenlok (zm. 1949).
Pośrodku cmentarza stoi modrzewiowy kościół z 1679 r. Niechętny protestantom katolicki biskup przyzwolił miejscowej gminie na wzniesienie własnej świątyni pod warunkiem, że zdążą z budową w ciągu jednego dnia! Dobrze zorganizowani ewangelicy zgromadzili gotowe belki, krokwie, deski, gonty i warunek spełnili. Efekt ich pracy można oglądać do dziś, ale jedynie z zewnątrz. Opuszczony, zamknięty kościółek jest w nie najlepszym stanie. W przeszłości służył nie tylko węgrowskim Szkotom i Niemcom. Niewiarygodne, ale ta mała świątynia przez 100 lat po wybudowaniu była najbliższym domem modlitwy dla luteranów z Warszawy, odległej o ok. 70 km!