W dolnej części Nowego Miasta wzdłuż skarpy nadpilickiej przebiega ul. Bielińskiego. Blisko skrzyżowania z Browarną stoi grupa starych, trochę zaniedbanych domów. Mało kto pamięta, że należały do działającego w latach 1873-1914 Zakładu Przyrodoleczniczego doktora Jana Bielińskiego. Kuracjusze zażywali tu kąpieli w basenach napełnianych doskonałą wodą ze źródeł bijących u podnóża skarpy, pili serwatkę i kumys, gimnastykowali się i spacerowali. Robili dokładnie to, co przewidywał ówczesny obyczaj kuracyjny wypracowany przez prekursorów wodolecznictwa - księdza Sebastiana Kneippa i Vincenza Priessnitza (od jego nazwiska pochodzi w języku polskim słowo prysznic).
Na kurort składało się ponad 20 budynków, była tu kryta promenada, starannie urządzony ogród, wystawiano sztuki teatralne, grała uzdrowiskowa orkiestra. W Nowym Mieście koncertował Ignacy Jan Paderewski, bywali Konopnicka, Orzeszkowa, Prus, Sienkiewicz, Reymont i Chełmoński. Wśród kuracjuszy nie brakowało cudzoziemców - Niemców, Rosjan, a nawet Anglików. Kres istnieniu uzdrowiska położył niemiecki ostrzał artyleryjski w październiku 1914 r.
Dziś pozostały ledwo dostrzegalne ślady dawnego kurbadu. Są nimi wspomniane budynki przy ul. Bielińskiego (poza nazwą ulicy twórcę zakładu upamiętnia tablica na ścianie jednego z nich) i znajdująca się naprzeciw obetonowana studzienka z datą 1938. Ciurka z niej jeszcze woda, która niegdyś wabiła nad Pilicę rzesze kuracjuszy. Na niezbyt dokładnie ogrodzonym terenie u stóp skarpy, tu gdzie kiedyś przechadzały się panie w sukniach z turniurami i panowie w surdutach, na skraju dzikiego gąszczu krzewów widać kapliczkę z Matką Boską. Figurę postawiono niedawno na metalowym korpusie z widocznymi otworami do mocowania kranów czy rzygulców. Najprawdopodobniej jest to pozostałość nowomiejskiego zdroju, z którego elegancka klientela doktora Bielińskiego czerpała przed laty ozdrowieńczą wodę.