Podróżowanie bocznymi drogami powiatu myśliborskiego może dostarczyć wielu zaskakujących wrażeń. Jedną z miejscowości gwarantujących niespodzianki jest Giżyn. Wystarczy wjechać do wsi, by zachwyciła nas niespotykana nigdzie w pobliżu architektura tutejszych domostw, a właściwie budynków mieszkalno-gospodarczych. Niemal wszystkie podobne są do siebie jak dwie krople wody: rozłożyste, ozdobione specjalnie układanymi cegłami… po prostu piękne. Na niektórych z nich nadal widoczne jest datowanie z końca XIX wieku.
Kiedy już napatrzymy się na domy, zauważymy ze zdziwieniem, że choć wieś do wielkich nie należy, ma aż dwa kościoły. Jeden - malowniczo porośnięty pnączami - przy próbie bliższej penetracji okazuje się popadającym w ruinę dawnym magazynem. Na jego drzwiach nadal wisi popegeerowska tabliczka: „Pomocniczy punkt sprzedaży nawozów". Kiedyś należał do ewangelików, ale gdy w latach 30. XX wieku wybudowano tu modernistyczną świątynię katolicką - nieużywany i zapomniany - zaczął chylić się ku upadkowi. Wybudowano go około 1890 roku i jest wpisany do rejestru zabytków (A-109/2002).
Niemal do połowy lat 70. minionego wieku stał tu jeszcze pałac - dawna siedziba rodu von Borcke. W dzisiejszych o nim opowieściach najbardziej intryguje informacja o powiewającej przed laty w oknach fladze Konfederacji. Czyżby zachodniopomorski Giżyn miał coś wspólnego z amerykańską wojną secesyjną? Okazuje się, że miał, i to niemało.
„Amerykańskim łącznikiem” jest Heros von Borcke - najpierw pruski porucznik, potem oficer Armii Skonfederowanych Stanów Ameryki, przyjaciel i doradca gen. Stuarta. Do dziś jego postać bardziej znana jest w USA niż w Niemczech. W Muzeum Konfederacji w Richmond można oglądać kutą z damasceńskiej stali szablę Herosa oraz kopię „aktu dziękczynnego” przyznanego mu przez Kongres za „poświęcenie dla Konfederacji i za wyróżniającą się służbę we wsparciu jej sprawy”.
Heros von Borcke (nazywany przez gen. Stuarta "My dear Von”) zmarł w Berlinie, ale pochowano go w rodzinnym grobowcu w Giżynie. Z dawnego cmentarza ewangelickiego nie uchowało się prawie nic - poza kilkoma nagrobkami zebranymi w miejscowym lapidarium i tą właśnie kaplicą grobową.
Ceglana, zagubiona pośród drzew budowla popada w ruinę, jednak od 2008 roku tchnięto w nią nowe życie. Właśnie wtedy pojawili się tu po raz pierwszy międzynarodowi goście: oprócz „zwykłych” pasjonatów wojny secesyjnej przyjechali prawnukowie pułkownika von Borcke i gen. Stuarta. Odbyła się wtedy wielka uroczystość.
Giżynianie nie tylko pielęgnują pamięć Herosa. We wsi prężnie działa zespół "Giżynianki" i drużyna sportowa Polonia Giżyn. Jest stadnina koni i agroturystyka. Okolice są piękne, a historia niezwykła. Warto tu przyjeżdżać.