Był 18 stycznia 1945 r., coraz częściej docierały informacje o zbliżających się wojskach rosyjskich, zapaliła się iskierka nadziei na uwolnienie z „brutalnych łap” zdegenerowanych SS-mańskich żołdaków. Świadomi swoich zbrodni w Auschwitz-Birkenau niemieccy oprawcy zaczęli się śpieszyć. Kolumna ewakuacyjna więźniów obozu wiła się drogą ze Studzionki przez Jastrzębie-Zdrój do Wodzisławia. Tam czekały na nich bydlęce wagony, którymi mieli pojechać do obozów w głąb Rzeszy. Mijali Pawłowice, gdzie konwojenci zabili jedenaście kobiet i mężczyzn, którzy przy dwudziestostopniowym mrozie nie nadążali za kolumną.
Na miejscu w Pawłowicach stoi pomnik upamiętniający to zdarzenie, poświęcony ofiarom II wojny światowej.
Szli dalej, „komando śmierci” nie próżnowało, zabiło słaniających się na nogach. 19 stycznia 1945 r. o godzinie 1.00 w nocy składająca się z trzech tysięcy osób kolumna śmierci mijała Bzie Zameckie. Tam pozostało kolejnych jedenaście ofiar. Zostawione zwłoki pod nadzorem żandarmerii mieszkańcy przewieźli do wsi Bzie Zameckie, gdzie spoczęły pod płotem w zbiorowej mogile. Tak, pod płotem, bo tak nakazywała funkcjonująca jeszcze administracja niemiecka. Na mogile ktoś później napisał słowa: „Wieczna chwała. Nieznanym ofiarom obozu koncentracyjnego Oświęcim, którzy zginęli w marszu śmierci w styczniu 1945 r. w drodze przez teren Bzia”. Tak, należy się im wieczna chwała, bo oddali swoje życie w cierpieniu.