Dostepna również w Get it on Google Play
Ponad 20 000 miejsc wartych odwiedzenia! Masz ochotę na wycieczkę w głąb Ziemi? Szukasz pomysłu na wyjazd z dzieckiem? A może planujesz wakacje na dwóch kółkach. U nas na pewno znajdziesz miejsce, którego szukasz!

Żagań

Operacja „Drewniany koń”

Hasło „drewniany koń” kojarzy się najczęściej z Koniem Trojańskim, czyli słynnym z mitologii greckiej fortelem Achajów, którzy przy pomocy wielkiego modelu tego zwierzęcia dostali się do wnętrza ufortyfikowanej Troi. Żołnierze ukryci w pustym brzuchu drewnianego wierzchowca mieli w odpowiednim momencie wydostać się na zewnątrz i otworzyć bramy obleganego miasta.

Operacja „Drewniany koń” wydarzyła się już w czasach nowożytnych i pewnie niewiele osób o niej słyszało. Bardziej znana jest (z literatury i filmu) pod angielskim tytułem „The Wooden Horse” lub „Saganer Horse”. Opisywane tam zdarzenia wydarzyły się naprawdę w roku 1943, w Stalagu Luft III- Sagan. Dziś opowiadają o nich przewodnicy po żagańskim Muzeum Martyrologii Jeńców Alianckich, a mówią tak ciekawie, że aż chce się słuchac.

Kryptonimem „The Wooden Horse” opatrzono udaną ucieczkę trzech lotników alianckich Erica Williamsa, Richarda Codnera i Oliviera Philpota. Ich plan był tyleż błyskotliwy, co bezczelny. Przez cztery i pół miesiąca kopali tunel dosłownie pod nosem kompletnie nieświadomych, choć przyglądających się wszystkiemu strażników.

W obozowej hierarchii każdy projekt ucieczki musiał najpierw uzyskać akceptację specjalnego komitetu ucieczkowego, który sprawował pieczę nad jego realizacją i wydatnie w niej pomagał (organizując np. cywilne odzienie, papiery, racje żywnościowe, czy wreszcie pomocników). Później nie pozostawało nic innego, jak przejść do czynów. Szczegóły operacji „Drewniany Koń” są dość sensacyjne.

W pierwszym jej etapie jeńcy musieli uzyskać zgodę władz obozowych na wykorzystanie do ćwiczeń na wolnym powietrzu specjalnie do tego celu skonstruowanej skrzyni gimnastycznej. Miała wymiary 135 x 90 x 150 cm. Do budowy szkieletu użyto desek z prycz, które obudowano sklejką po paczkach z Czerwonego Krzyża. Wierzch konstrukcji przykryto obciągniętym płótnem materacem. W bocznych, węższych ścianach wycięto po dwa otwory, przez które przekładano drągi służące do codziennego wynoszenia skrzyni na plac sportowy. W podłodze zamontowano specjalną klapę, a pod materacem wkręcono 12 haczyków (do wieszania na nich worków wypełnionych piaskiem).

Każdego dnia czterech wytypowanych do tego jeńców wynosiło skrzynię na plac sportowy. Uginali się pod jej niby-ciężarem tak, aby późniejsze transporty z poważnie już obciążonym „koniem” nie wydawały się podejrzane.

Kolejnych kilku ochotników skakało przez nią do upadłego. Początkowo ustawiano ją w różnych miejscach i często – niby przypadkiem – przewracano. Kiedy widok spowszedniał już strażnikom, skrzynia znalazła stałe miejsce 20 m od ogrodzenia oraz… definitywnie już przestała się przewracać. Obok usypano z luźnego piasku specjalny zeskok. Od tej pory rozpoczęło się kopanie tunelu.

Codziennie przed wyniesieniem skrzyni z baraku, we wnętrzu chował się jeden z organizatorów ucieczki. Po ustawieniu jej na wyznaczonym miejscu, przystępował do żmudnej pracy. Przez pierwsze cztery dni kopano w głąb. Wierzchnią warstwę szarego piasku zawsze zbierano do pudełka, a po zakończeniu pracy ponownie rozsypywano na deskach maskujących. Dopiero 1,5 m pod ziemią ruszyła budowa tunelu. Cały szyb i około dwa metry tunelu były oszalowane cegłą i deskami (żeby nie zapadły się pod ciężarem skaczących). Brak wentylacji i wysoka temperatura wewnątrz tunelu powodowały, że nie dało się kopać (nago) dłużej niż trzy godziny. Bywało także, że część korytarza nagle ulegała zasypaniu. Upór i konsekwencja jeńców doprowadziły jednak szczęśliwego końca. Pod koniec października 1943 czterdziestometrowy tunel był gotowy.

Uciekinierzy - udając francuskich robotników – pociągiem z Żagania udali się do Frankfurtu, gdzie kupili bilety do Kostrzyna, a stamtąd dalej – do Szczecina. Potem, jako pasażerowie na gapę (korzystając z pomocy duńskiego marynarza) przedostali się do Szwecji.

Eric Wiliams zmarł w 1983 r., Olivier Philpot – dziesięć lat później (1993). Nie żyje już także Richard Codner, ale pamięć o ich niezwykłym wyczynie trwa.

Zaproponował: bakhita

Polecane miejsca

Miejsca w okolicy

Copyright © 2007 Polska Niezwyk�a
Wszystkie prawa zastrze�one. �adna cz�� ani ca�o�� serwisu nie mo�e by� reprodukowana ani przetwarzana w spos�b elektroniczny, mechaniczny, fotograficzny i inny. Nie mo�e by� u�yta do innej publikacji oraz przechowywana w jakiejkolwiek bazie danych bez pisemnej zgody Administratora serwisu.
Znajd� nas na