Rok 1859 był prawdziwym przełomem dla elbląskiego gazownictwa, wtedy to po raz pierwszy zaświeciły się przyłączone do sieci lampy gazowe oświetlające główne place i ulice miasta. Pierwsze latarnie gazowe były wyjątkowe, nadawały Elblągowi wielkomiejskości - wykonywano je w miejscowych zakładach Ferdynanda Schichaua, a kandelabry sprowadzono aż z Berlina. Przez 37 lat służyły bezustannie, oświetlając Śródmieście, aż do momentu, kiedy zaczęły je wypierać lampy elektryczne. Od tego czasu nie stawiano już lamp gazowych, ale starych nie likwidowano i służyły jeszcze wiele, wiele lat...
Jedną z ostatnich lamp gazowych zainstalowanych w Elblągu jest stoją
ca do dzisiaj na narożniku Sądu Okręgowego, która ufundowana została przez władze miasta z okazji otwarcia imponują
cego gmachu sądu w czerwcu 1914 roku. Po wielu latach przypomniano sobie o niej i w 2006 roku została odrestaurowana przez Pomorską Spółkę Gazownictwa i znowu świeci... I jak kiedyś, przed laty, tak i teraz z pewnością dodaje uroku ulicy 1 Maja, na której się znajduje. Wyposażona została w specjalny czujnik, który po zmierzchu automatycznie zapala jej mechanizm.
Te lampy, które pamiętam z dzieciństwa, potrzebowały obsługi człowieka. Jakże mi utkwiła w pamięci charakterystyczna postać pana zwanego „tyczkowym" lub z niemiecka „Gasmeister", który na rowerku w gumowym płaszczu długą tyczką podkręcał zaworki na lampach przed nastaniem zmierzchu...