LEGENDA O RYCERZU Z NOWEGO SĄCZ
U podnóża baszty kowalskiej biło źródełko nigdy niezamarzającej wody, tworzącej w ocembrowaniu biały osad o zapachu i smaku siarki. Przy bramie sądeckiego zamku straż pełnili młodzi, odważni rycerze. Co jakiś czas znikali bez śladu. Nikt nie mógł dojść co się z nimi stało. Szukano odważnego młodzieńca, który rozwikłałby zagadkę i wyjaśnił, kto odciąga rycerzy od obrony zamku i dlaczego przepadają bez wieści.
Znalazł się taki śmiałek. Uzbrojony w halabardę stanął nieopodal baszty kowalskiej na straży. Na nocną wartę wziął ze sobą święconą kredę oraz różaniec. Kredą zakreślił wokół siebie koło, różańcem okręcił dłoń.
Gdy minęła północ rycerz usłyszał piękny śpiew i muzykę, a ze źródełka pod basztą wyłoniły się nimfy, które zapraszały go do tańca. Rycerz uznał, iż muszą to być te istoty, które były zgubą dla jego poprzedników - strażników zamku. Nie wychodząc z kręgu zakreślonego święconą kredą rzucił do źródełka różaniec. Rozprysnęła się woda ponad cembrowinę. Nimfy zamieniły się w czarownice i na ożogach odleciały w noc.
(na podstawie www.http://www.nowysacz.pl/legenda-o-zrodelku-przy-murach-miejskich)