Na styku trzech powiatów: mławskiego, ciechanowskiego i przasnyskiego, Niemcy zaplanowali stworzenie dużego poligonu wojskowego, którego powierzchnia miała wynosić ok. 300 km kw. Jego nazwa z niemieckiego brzmiała „Truppenübungsplatz Mielau", czyli po prostu „Poligon wojskowy Mława”. Miejsce to nazywano także „Nowym Berlinem”.
Po przybyciu w okolice Nosarzewa Borowego żołnierze niemieccy początkowo podjęli współpracę z okoliczną ludnością. Kupowali od nich masło, drób. Sielanka nie trwała jednak długo. Krążyły plotki o rychłych przesiedleniach. Znaczna część ludności przeczuwając plany Niemców dobrowolnie opuściła gospodarstwa uciekając do rodziny. Ci, którzy pozostali zostali wysiedleni przymusowo. Nie był to oni przyjazny, ani miły proceder. Gdy żołnierze wkraczali do wsi wypędzali wszystkich na podwórze. Teoretycznie każdy mógł zabrać ze sobą 25 kg dorobku. Prawo to jednak nijak miało się do rzeczywistości. Na ludzi krzyczano, poniżano ich i zastraszano. Żołnierze „pędzili” mieszkańców jak bydło w stronę Kluszewa, gdzie czekały na nich ciężarówki jadące do Mławy, skąd następnie transportowano ich do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Działdowie.
Nie sposób wyobrazić sobie dramat tamtych dni. Jak wielka była tragedia ludzi, którzy w jednej chwili stracili cały dorobek życia. Wysiedlono wówczas ponad 25 tysięcy osób. Zimą 1940 roku opróżniono wsie Nosarzewo, Dębsk, Nieradowo, Marianowo i Pawłowo, pół roku później mieszkańców Kluszewa, Garlina, Zalesia, Żarnowa, Zawad, Wiksina, Rąbierza, Kołakowa, Bud i Niemyj. Teren wysiedlonych wsi zrównano z ziemią. Oszczędzono jedynie pojedyncze zabudowania na obrzeżach poligonu i domy w Garlinie, gdzie pracować mieli rzemieślnicy i inni fachowcy. Budowano warsztaty naprawcze kowalskie i stolarskie, strzelnicę, bunkry, rowy maskujące dla czołgów, koszary, stacje paliw, betonowe cysterny na wodę i paliwo do czołgów, magazyny na broń i drogi dojazdowe. Nie zapomniano również o miejscach rozrywki, stadionie i kinie. W jednym o ograbionych domów w Nosarzewie zorganizowano kasyno.
Do realizacji swojego planu Niemcy potrzebowali ogromnej ilości betonu, a więc również żwiru. W tym celu w okolicach Krzywonosi stworzyli oni żwirownię. Zasypano ją w latach ’90 i dziś rośnie tam las. Poligon służył do formowania na nowo rozbitych w walce pułków i dywizji. W grudniu 1941 roku formowano tu 328 DP, jesienią 1943 roku pułk ochotników w ramach XV Kosaken – Kavallerie – Korps, w 1944 roku organizowano 105 Panzer – Brigade. Na poligonie naprawiano czołgi, testowano nowe karabiny i broń przeciwpancerną. Szkoliły się tu głównie jednostki niszczycielskie czołgów. Odbywały się tu kursy, szkolenia i testy pojazdów. W 1944 roku testowano tu Jagdpanther. Centrum poligonu okoliczni nazywali „barakami”, przez wzgląd na charakterystyką zabudowę. Na terenie „Nowego Berlina” powstało ponad 300 baraków. Miasteczko wojskowe mogło pomieścić nawet 50 tysięcy żołnierzy. Stacjonowały tu jednostki przejściowe SS Garlizien, SS Normandie, jednostki Wermachtu, Afrika Korps i generała Włosowa.
Do budowy „Nowego Berlina” Niemcy wykorzystali tanią siłę roboczą, jeńców pochodzenia polskiego, francuskiego, radzieckiego, włoskiego i żydowskiego, a także mieszkańców wsi, które uniknęły wysiedlenia, a znajdowały się na obrzeżach poligonu. Procowali tam m.in. mieszkańcy Dzierzgowa, dla których była to jedyna forma „dorobienia paru groszy”. Do pracy kierowano wszystkich, bez względu na wiek, płeć czy statut. Kobiety pracowały przy kuchni w dworku w parku w Krzywonosi nazywanym „Officerhaus”. Ludzie nie mogli jednak liczyć na godne traktowanie. Nazistowska hierarchia wartości również tu miała swoje ujście. Robotnicy pracowali po 10 godzin dziennie, niezależnie od pogody, stanu zdrowia fizycznego czy psychicznego. Miejsce pracy i miejsce zamieszkania oddalone były od siebie nawet o 10 km. Dystans ten pracownicy musieli pokonać pieszo.podczas pracy pilnował ich żołnierz z karabinem, a poniżanie i przemoc fizyczna były na porządku dzinnym. Karano nawet za najmniejsze przewinienia. Mieszkańcy okolicznych wsi mieli 30 minutową przerwę śniadaniową, mogli wówczas zjeść jedynie to co przynieśli z domu. Najczęściej był to suchy chleb, jeńcy rzadko mogli liczyć na posiłek. Śmierć głodowa była częstym widokiem, dochodziło nawet do aktów kanibalizmu.
Gdy do poligonu zbliżali się Rosjanie, Niemcy wyburzyli znaczną część zabudowań, resztę rozebrały po wojnie władze polskie i okoliczna ludność. Zachowały się pozostałości bunkrów i niektórych budynków przemysłowych, podziemne cysterny na paliwo do czołgów, a przede wszystkim betonowe drogi w świetnym stanie. Do dzisiaj nieznane jest przeznaczenie wielu betonowych konstrukcji, a także niektórych podziemnych pomieszczeń – obecnie w większości zalanych wodą.