We wrześniu warto chociaż na weekend zawitać do Krzeszowa. Atrakcją turystyczną miejscowości są "Powidlaki". Powidła robi się tu od wieków; w okresie międzywojennym działało w Krzeszowie kilkanaście powidlarni, w których mieszkańcy okolicznych miejscowości ze śliwek lubaszek zebranych w swoich sadach robili wyśmienite powidła. Sercem powidlarni, która zazwyczaj była zaledwie szopą lub drewnianą komórką, był miedziany kocioł. Pierwsze "Powidlaki" były imprezą o charakterze kameralnym, która odbywała się na terenie prywatnej posesji pana Stanisława Kutmana, mistrza w smażeniu powideł, a jednocześnie jednego z ostatnich właścicieli specjalnego miedzianego kotła. "Powidła Krzeszowskie" pana Stanisława, można rzec powidlany koncentrat, smażone są bez dodatku cukru (!), według starej receptury. Gdy po odwróceniu drewnianej kopyści, którą miesza się powidła, nie odrywają się one od niej i nie spadają do kotła, to znaczy, że pora na degustację.
Komu nie uda się spróbować tych delicji w czasie "Powidlaków", gdy odbywa się ich publiczne, nieomal rytualne smażenie, może uśmiechnąć się do pana Stanisława, który zapewnia, że dla każdego zbłąkanego turysty znajdzie w swych piwniczkach słoiczek tych słodkości. Ale nie tylko pan Stanisław wytwarza wspaniałe powidła, tradycja zaczyna odżywać i z powodzeniem mieszają kopyściami w powidlanych kotłach krzeszowscy gospodarze i gospodynie. Powstało Stowarzyszenie Ziemi Krzeszowskiej, którego głównym celem jest renowacja zabytkowego kościoła Narodzenia NMP fundacji Zamoyskich z 1727 r., ale także promowanie Krzeszowa w Polsce i na świecie jako polskiej stolicy powideł. Trzymamy kciuki, żeby się udało, bo nie ma lepszych powideł nad krzeszowskie.