Pod koniec XVII w. cystersi z Lubiąża podjęli decyzję o zburzeniu starego klasztoru i zbudowaniu nowego - tego, który możemy oglądać do dziś. Jego budowa trwała do 1739 r. Wystrój wnętrz powierzono najwybitniejszym artystom epoki, m.in. Michałowi Willmannowi. Artysta nazywany Śląskim Rembrandtem tworzył również w opactwach w Henrykowie, Kamieńcu Ząbkowickim i w Krzeszowie.
Wilmann znany był z trudnego charakteru. Nieźle dawał się we znaki swoim zleceniodawcom. Kiedy w Lubiążu miał namalować opata, najpierw kilka dni pił, następnie leczył kaca, a potem, gdy nie otrzymał w porę zapłaty, przedstawił opata w... stroju Adama. Opat przerażony występkiem artysty natychmiast wypłacił honorarium. Utalentowany ekscentryk dopiero wtedy łaskawie domalował szaty.
W ciągu całego życia Willmann stworzył około 418 obrazów i 54 polichromie. Obliczono, że powierzchnia dzieł zostawionych przez Willmanna w klasztorze w Lubiążu wynosiła w przypadku obrazów na płótnie 300 m2, a w przypadku fresków - 620 m2. Jego obrazy i freski zdobią salę książęcą i jadalnię opata. Wzorem wielu innych artystów tamtych czasów stworzył coś w rodzaju wieloosobowego przedsiębiorstwa, którego funkcjonowanie opierało się na pracy współpracowników i uczniów. Był niezaprzeczalnie wielkim malarzem i w uznaniu zasług został pochowany w Lubiążu.
Niestety radzieccy żołnierze, którzy weszli do klasztoru w 1945 r., zdewastowali tutejsze krypty. W podziemiach zapanował bałagan, sowiecki komendant kazał wyrzucić nawet 80 trumien, żeby zrobić miejsce na magazyn aprowizacyjny. Dopiero w 1992 r. udało się wyselekcjonować, spośród wielu, szczątki Willmanna. Wtedy został ponownie pochowany w specjalnie przygotowanej trumnie. W to ciekawe miejsce warto przyjechać na weekend.