W Samborowicach "wodzi się bera", bo tak nakazuje tradycja. Mężczyźni z całej wsi biorą udział w czas zapustów w niezwykłym korowodzie. Głównymi postaciami są "bery", czyli niedźwiedzie. Dwaj wybrani panowie poświęcają się dla dobrej zabawy. W kostiumach misiów wykonanych ze słomianych powrozów, w maskach na głowach prowadzą rozbawiony korowód od domu do domu. Towarzyszy im kilka "małp" - postaci w damskich strojach o umorusanych rękach i twarzach. Podobnie jak "diabły" w Krzanowicach, samborowickie "małpy" na kilka godzin obejmują władzę nad miejscowością. Celują w gonitwach za młódkami, które kończą się utytłaniem ofiar przygotowaną zawczasu mieszaniną sadzy z olejem. Tego dnia wszyscy wykazują pełne zrozumienie dla "małpich" wygłupów i nikt nie odgraża się okazaniem kwitu z pralni. Taka jest moc tradycji! Naprzeciw misiom wychodzą gospodynie, obdarowując uczestników korowodu darami. Przeważnie są to artykuły spożywcze, od twardych czekolad po wzmacniające płyny. Niedźwiedzie tańczą z hojniejszymi paniami. Nastrój rozbawienia u obserwujących po raz pierwszy widowisko ustępuje osłupieniu, a czasem przerażeniu około godziny 18.00. Wtedy dochodzi do rytualnego mordu na większym z misiów. Błysk siekiery, spadający niedźwiedzi łeb i zbierana do miski krew (z reguły jest nią bardzo tanie, ale bardzo dobre wino) kończą "wodzenie bera". Zabawa odżywa wśród uczestników przy podziale zebranych darów. Osobliwością samborowickiego korowodu jest spontaniczny udział mieszkańców w starym obrządku. Jego rytualne znaczenie jest już dla uczestników nieznane, ale jak na razie nie brak we wsi chętnych do organizacji tego niespotykanego ludowego misterium. Warto zobaczyć tak niezwykłe zapusty, póki taka atrakcja jest organizowana.