Groby dawnych właścicieli nieistniejącej już wsi Sianki, Klary i Franciszka Stroińskich, zwane też grobem hrabiny, w czasach PRL-u były celem wypraw turystów lubiących dreszczyk emocji.
Przychodzono tu nielegalnie, gdyż tereny leżące na wschód od Tarnicy i Halicza były niedostępne. Kiedy szczęśliwie dotarło się do grobu hrabiny, należało odśpiewać jakiś bojowy utwór. Nadawały się do tego zwłaszcza "Amaranty", sławiące polskich ułanów dowodzonych przez Jana Kozietulskiego. Jeśli pieśń wydobywała się z kilkunastu gardeł, było ją dobrze słychać po ukraińskiej stronie (wtedy w ZSRR). Wywoływało to natychmiast reakcję sowieckich pograniczników, którzy żądali od WOP-u zrobienia z tym porządku. Powrót ze strefy zakazanej dostarczał wtedy jeszcze więcej emocji.
Dziś to ciekawe miejsce znajduje się na trasie ścieżki dydaktycznej Bieszczadzkiego Parku Narodowego.