Bez tej budowli nie byłoby Świdnicy. Kościół pw. św. św. Stanisława i Wacława góruje nad miastem i jest widoczny niemal w całej okolicy. To monumentalna, gotycka budowla z elementami renesansu i baroku, której wznoszenie rozpoczęto w 1330 r. Do jej wnętrza prowadzą cztery bogato zdobione portale. Piąty, zwany Bramą Oblubienicy, wiedzie do północnej nawy bocznej.
W tym zabytku wszystko jest imponujące. Nad środkowymi portalami można podziwiać największe na Śląsku gotyckie okno kościelne, w środku natomiast prawdziwy festiwal sztuki, głównie gotyckiej - wspaniałe rzeźby i obrazy. Za bezcenny uznawany jest ołtarz Maryjny z 1492 r., wzorowany na ołtarzu Wita Stwosza z Kościoła Mariackiego w Krakowie. Ciekawy jest również ołtarz główny z 1694 r., wzorowany na barokowym ołtarzu z kościoła Val de Grace w Paryżu.
Jednak to, co przede wszystkim zapamiętuje się z tej świątyni to wieża, najwyższa na Dolnym Śląsku i piąta co do wysokości w Polsce. Mierzy 103 m wysokości. Jej budowę ukończono w 1565 r., ale od samego początku była nieco pechowa. Na długo przed ukończeniem budowy niefortunnie odpalone z wieży działko spowodowało wielki pożar. Zawaliło się wówczas m.in. sklepienie nawy środkowej, część fasady, spaliła się większość ołtarzy, dziewięć dzwonów i dwa zegary. Wściekli świdniczanie zatłukli pałkami na śmierć sprawcę incydentu, wójta Glogischa. W 1583 r., podczas wciągania na szczyt zegara słonecznego pękła lina ze skrzynią, w której znajdowali się również dwaj rzemieślnicy. Obydwaj zginęli na miejscu. Ostatnią jak na razie i miłą tym razem niespodziankę wieża sprawiła w 1998 r. Wtedy w jej górnej części odnalezione zostały cztery cylindryczne pojemniki i dwie puszki. Znajdowały się w nich dokumenty m.in. dotyczące kościoła. Jedna z puszek, zawierająca przedtem srebrne monety, była przecięta. Nie wiadomo kiedy i przez kogo została ograbiona...