W 1948 r. na Kongres Intelektualistów we Wrocławiu przyjechał Pablo Picasso. Miał być w Polsce trzy dni, a został dwa tygodnie. Przyjechał m.in. do Warszawy, gdzie zatrzymał się w Bristolu. Opiekująca się nim architekt Helena Syrkusowa zawiozła artystę m.in. na Koło, aby zobaczył nowo budowane osiedle, które projektowała wraz z mężem. Picasso zwiedził kilka mieszkań w socrealistycznych blokach, podobno był zachwycony. W jednym z nich spontanicznie na pustej, białej ścianie narysował węglem symbol Warszawy - syrenkę. Rysunek był duży, 1,8 x 1,7 m, a syrenka zamiast miecza trzymała w ręku... młotek. Było to 3 września 1948 r.
Problem polega na tym, że nie wiadomo dokładnie, w którym to było domu i w którym mieszkaniu; podawane są adresy: Deotymy 4 m. 28, Deotymy 48 m. 28 lub ks. J. Sitnika 4 m. 8 .
W nowym mieszkaniu zamieszkało młode małżeństwo. Ponieważ syrenka stała się atrakcją turystyczną przez ich dom zaczęły przewijać się, jak przez muzeum, tłumy zwiedzających; całe wycieczki pojawiały się często bez uprzedzenia (nie było telefonów!). Czasem odwiedzali ich też oficjele. Po jakimś czasie młodzi ludzie mieli już dość mieszkania pod jednym dachem z dziełem sztuki. Zaczęli pisać do administracji osiedla podania o zgodę na zamalowanie dzieła. Otrzymali ją w 1953 r. Dzieło zamalowano.
"Ścienną" syrenkę i ciekawe miejsce na mapie Warszawy utraciliśmy (dobrze, że ktoś zrobił zdjęcie). Zachowała się jednak druga syrenka, narysowana przez Picassa w czasie oficjalnego obiadu u ówczesnego prezydenta Warszawy, Stanisława Tołwińskiego. Małżonka prezydenta podsunęła artyście rodzinny album z prośbą, aby coś narysował. Picasso narysował syrenkę, też z młotkiem, ale jednak inną, no i znacznie mniejszą: 21 x 29 cm.
Chciałoby się powiedzieć: i znowu cała historia na nic...