Gdy w XV w. postawiono w Trzęsaczu świątynię, jej mury od brzegu morza dzieliły bez mała 2 km. Z pewnością budowniczym i parafianom ta odległość wydawała się całkowicie bezpieczną. Nie docenili niszczącej siły morskiego żywiołu. 300 lat później, w połowie XVIII w. brzeg przysunął się do kościoła na niewiele ponad 50 m. W 1850 r. pomiędzy klifem a ścianami świątyni pozostało zaledwie 5 m! Ostatnią mszę odprawiono w Trzęsaczu w sierpniu 1874 r., po czym ewakuowano wyposażenie i zamknięto kościół. Pierwszy fragment murów runął podmyty falami Bałtyku w 1901 r. Kolejne silne sztormy porywały stopniowo fragmenty pechowego zabytku.
Dziś można oglądać ocalałą południową ścianę nawy. Ruiny świątyni stały się ważną atrakcją turystyczną regionu. Wydaje się, że wzniesione niedawno umocnienia u podnóża klifu powstrzymały niszczące siły abrazji morskiej, przynajmniej do czasu nadciągnięcia kolejnego sztormu, który okaże się być silniejszym od innych.
Więcej znajdziesz w
Polska Niezwykła zachodniopomorskie
Z kościołem wiąże się też inna legenda: w Trzęsaczu mieszkał rybak Kaźko, który kochał Ewę. Kaźko zginął walcząc z Brandenburczykami, a wtedy z żalu zmarła też jego ukochana. Pochowana została przy kościele i od tamtej pory Kaźko ukryty w falach morza, próbuje do niej dotrzeć. Kochankowie mają sie połączyć na wieki, gdy wody Bałtyku pochłoną ostatnią część kościoła.
(adasko)
Pierwsze zniszczenie kościoła miało miejsce w 1901 r. Sztorm zniszczył północną ścianę budynku. Odtąd proces dewastacji postępował błyskawicznie. Bałtyk co kilkanaście lat dopominał się o kolejne elementy budowli. Ostatnie osunięcie nastąpiło 1 lutego 1994 r., odpadła wówczas część ostatniej, południowej ściany. Nad urwiskiem został już tylko fragment muru długości 12 m i 6 m wysokości, w postaci trzech wnęk ostrołukowych okien.
Według legendy, do tragedii nie doszłoby, gdyby nie jeden niefortunny połów. Pewnego dnia rybacy wydobyli bowiem z sieci Zielenicę, córkę Bałtyku. Chociaż błagała ich o uwolnienie, wsadzili ją do kadzi z morską wodą i przewieźli na plebanię. Proboszcz postanowił pogankę ochrzcić. Morska panna wkrótce zmarła. Jako chrześcijankę pochowano ją na przykościelnym cmentarzu. Kiedy trumna spoczęła w ziemi, ojciec upomniał się o swoje. Zerwał się wicher i morze rozkołysało się. Odtąd zagniewany Bałtyk uparcie nękał brzeg i wdzierał się w ląd, aż do momentu odzyskania szczątków córki z mogiły.(AniaiJurek)