Czy można się dziwić, że miejscowości położone na Półwyspie Helskim przeżywają latem inwazję urlopowiczów spragnionych kąpieli morskich i słonecznych? Nie masz przecież w Rzeczypospolitej innego miejsca, gdzie nad morze jest zawsze tak blisko jak tu i gdzie wydmy z wysmaganymi przez wichry sosnowymi borami są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Porty we Władysławowie, Jastarni i Helu oferują turystom ciekawe rejsy, w ich basenach jest zawsze tłoczno od kutrów i jachtów, na każdym kroku można usłyszeć piękną mowę kaszubską. Dla niesłychanie lądowych stworzeń, jakimi w przeważającej mierze są Polacy, wizyta na półwyspie to nie tylko okazja do plażowania, to wartościowy łyk wiedzy o prawdziwym morzu i ludziach z morza żyjących.
Półwysep Helski to pas lądu, długi wprawdzie na ok. 34 km, ale szeroki na 200-400 m! Można się o tym naocznie przekonać, jadąc pociągiem do Helu. Przez okno ostatniego wagonu widać momentami położone blisko siebie brzegi otwartego morza i Zatoki Puckiej. Jedynie w okolicy samego Helu mierzeja rozszerza się do 3 km. Tam też występują najwyższe na półwyspie wydmy sięgające 23 m n.p.m.
Półwysep zaczął powstawać ok. 8-6 tys. lat temu. Siłą sprawczą tego procesu były przeważające w tej części Bałtyku wiatry zachodnie. To dzięki nim już od tysiącleci formował się przybrzeżny prąd morski, który niósł w kierunku wschodnim duże ilości piasków. Wodno-piaszczysty strumień po minięciu przylądka Rozewie wdzierał się w obszar Zatoki Gdańskiej. Piaski osiadały na dnie, budując wał, który z czasem zaczął być widoczny ponad wodą. Jego powierzchnię modelowały sztormowe wichry. Zanim pojawiła się roślinność, krajobraz półwyspu przypominał z pewnością obszar ruchomych wydm, znanych współcześnie z terenu Słowińskiego Parku Narodowego.
Przez lata uważano, że jeszcze we wczesnym średniowieczu Półwysep Helski był łańcuchem wysepek, dopiero z czasem, po zasypaniu mielizn i cieśnin, połączonych w ciągły pas lądu. Pogląd ten ugruntowywały dzieła dawnych kartografów. Na przykład na mapie opracowanej w 1655 r. przez Samuela Puffendorfa widać archipelag kilku helskich wysepek. Współcześnie uczeni uważają, że kartograf przedstawił chwilowy stan, w jakim półwysep znalazł się po okresie burzliwych sztormów. W minionych stuleciach zdarzało się nieraz, że Bałtyk demolował wał Półwyspu Helskiego. Zdarza się tak nadal, zwłaszcza od lat 30. ubiegłego wieku, gdy falochron portu we Władysławowie stanął na drodze przybrzeżnego prądu. Siły niszczące fal morskich przeważają nad zaburzoną akumulacją piasków. Obecnie swoje istnienie półwysep zawdzięcza w dużej mierze uporczywej pracy ludzi, którzy po jesienno-zimowych sztormach naprawiają zniszczone brzegi.
W pierwszej połowie XVII w. bez wątpienia istniały dwie cieśniny dzielące mierzeję w okolicach dzisiejszych Chałup i Kuźnicy. Z rozkazu króla Władysława IV pogłębiono je i wybudowano w sąsiedztwie ziemne szańce, Władysławowo i Kazimierzowo. Ich zadaniem była ochrona przystani dla królewskich okrętów. Przez cieśniny prowadziła najkrótsza droga z Zatoki Puckiej na pełne morze. Fortalicje miały odegrać ważną rolę w zmaganiach z silną flotą szwedzką. Morska baza Rzeczypospolitej na półwyspie działała bardzo krótko. Bastiony rozebrano, sztormy sprawiły, że do dziś nie przetrwał najmniejszy ślad ich istnienia. Warownie zaznaczył na swojej mapie wspominany już Puffendorf. Dzisiejsze Władysławowo, położone u nasady Półwyspu Helskiego, nosi nazwę nadaną na pamiątkę XVII-wiecznej fortalicji.
Atrakcje przyrodnicze, historyczne i kulturowe, którymi wypełniony jest Półwysek Helski pozwiloły na rozwój tego skrawka polskiego lądu jako jednego z najciekawszych miejsc naszego kraju, które bezwzględnie warto odwiedzić, choćby podczas weekendowych podróży po bałtyckim wybrzeżu.