Pierwotny, założony jeszcze przez joannitów kościół był katolicki. Zbudowano go z drewna ok. 1350 r. Kiedy po latach przegniły belki wieży, gmina chrześcijańska wybudowała nową świątynię z muru pruskiego. W 1720 r. wieża ponownie się przewróciła, wymuszając przy okazji kolejny remont budowli, ale i ta spłonęła pod koniec XIX w. Czy kościół może być pechowy?
W 1911 r. wybudowano w tym samym miejscu kolejną świątynię. Stoi do dziś, pięknie wygląda i ma się dobrze. Podobno w jej fundamentach w trakcie budowy zamurowano - jako zabezpieczenie pod ewentualną późniejszą rozbudowę - sto marek niemieckich. Czy jeszcze tam są, nie wiadomo…
W starym kościele wisiały dwa dzwony z brązu. Z katastrofy budowlanej w 1720 r. ocalał tylko jeden. Ponieważ drugi nieszczęśliwie pękł, postanowiono dokupić nowy. Oba oddano później (w latach I wojny) na potrzeby armii, czyli do przetopienia. Obecnie wiszą na wieży trzy dzwony. Ten największy, z datą 1878, przywieziono podobno z Debrznicy, już po II wojnie. Wyposażenie wnętrza pochodzi z okresu budowy, czyli z początku XX w.
Po II wojnie protestancki kościół przejęli katolicy przybyli z Nowogródczyzny i Podola. Głośno stało się o nim w 1963 r., kiedy wzorem schizmy wierzbickiej powstała w Gądkowie Wielkim założona przez ks. Szczukowskiego Niezależna Samodzielna Parafia Rzymskokatolicka. Zatwierdziło ją Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze. Obejmowała swym zasięgiem również kościoły w Debrznicy, Trzebiechowie i Radzikowie, a Kościołowi katolickiemu wierny pozostał ledwie nikły procent parafian. Po pięciu latach schizma wygasła. Parafia nosi dziś wezwanie Matki Boskiej Bolesnej.
To jeszcze nie wszystkie ciekawostki związane z gądkowską świątynią. Ma ona w swojej historii całkiem współczesny wątek sensacyjny. W 2008 r., podczas jednej z niedzielnych mszy, młody, 25-letni chłopak strzelił z wiatrówki do odrzucającej jego zaloty dziewczyny. Ranił ją w okolice ust, na szczęście niezbyt poważnie.