Można lubić, można nie lubić naszego ostatniego króla, ale przyznać należy, że wielce się dla stolicy zasłużył. Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego Warszawa stała się miastem na skalę europejską. Do dziś widocznym śladem owej "europeizacji" jest Plac Zbawiciela, wchodzący w skład wytyczonej w 1769 roku tzw. Osi Stanisławowskiej, czyli wzorowanej na francuskich przykładach sieci placów i gwiaździście rozchodzących się ulic. Całość warszawskiego założenia tworzą m.in. place: Na Rozdrożu, Unii Lubelskiej, Zbawiciela i Plac Politechniki.
Drogi łączące te miejsca przypominały w czasach Stanisława Augusta wiejskie gościńce i z dnia na dzień otrzymały rangę istotnych ulic. Patrząc na stanisławowskie rozwiązanie urbanistyczne z lotu ptaka można dostrzec wyraźny kształt regularnego latawca. "Ślady" tego latawca widać też na współczesnych planach Warszawy.
W XVIII wieku Plac Zbawiciela miał inną nazwę (gwiaździsty, Rotunda) a obecną nazwę przyjęto po wybudowaniu w tym miejscu, w 1900 roku kościoła Zbawiciela. Stoi on w miejscu nieistniejącej już karczmy. Niewielu wie, że tak naprawdę, jeszcze w XIX w. w okolicach karczmy zaczynała się Warszawa. Gdy pod koniec XIX w. wytyczono tędy linię tramwajów konnych, okolica stała się bardziej atrakcyjna. Pobudowano wiele domów, potrzebna okazała się też nowa parafia.
Kościół Najświętszego Zbawiciela zaprojektował Józef Pius Dziekoński, autor między innymi katedry w Białymstoku czy kościół Świętej Rodziny w Zakopanem. Architekt był gorącym zwolennikiem historyzmu i dlatego świątynia formą nawiązuje do renesansu i baroku. Po powstaniu warszawskim naziści chcieli kościół wysadzić w powietrze, jednak siła rażenia ładunków wybuchowych okazała się zbyt słaba na tę masywną konstrukcję. Zniszczeniu uległa jedna z wież i fragmenty sklepienia. Zaraz po wyzwoleniu Warszawy przystąpiono do odbudowy zniszczeń. Dziś kościół Zbawiciela jest ozdobą tej części miasta.