Przed wojną ulica Krucza kojarzyła się z małymi antykwariatami oraz sklepikami handlującymi obuwiem, pasmanterią i kapeluszami. Dziś cały ten teren to zabudowania z końca lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych. Wzorcowy przykład socrealistycznego "city".
Wśród monumentalnych gmachów stoi Hotel Mercure. Przez wiele lat nazywał się Grand i do dziś większość mieszkańców stolicy tak o nim mówi. Zbudowano go najpóźniej w okolicy, bo w połowie lat pięćdziesiątych. Początkowo miał służyć panom w garniturach, którzy w sprawach służbowych raczyli odwiedzić któreś z warszawskich ministerstw. Dlatego też hotel zbudowano z rozmachem.
Na jednym z górnych pięter urządzono basen, co wtedy było absolutną nowością, graniczącą ze zbytkiem i niewytłumaczalną fanaberią. Ale nie basen wyróżniał ten hotel. Najciekawszym szczegółem jest umieszczenie na dachu budynku lądowiska dla śmigłowców. Było to pierwsze w Polsce lądowisko na hotelu. Cóż… lądował tu tylko jeden helikopter w latach sześćdziesiątych. Niestety, próba nie powiodła się z powodu słabości stropu. Ktoś, coś źle wyliczył i o mało nie doszło do tragedii.
Hotel ma swoich przeciwników ale ma także i zwolenników. Ci ostatni to zwłaszcza turyści zagraniczni zachwyceni monumentalnością architektury. Po gruntownym remoncie hotel otrzymał nowoczesne wnętrza, raczej nie adekwatne do stylu, jaki prezentuje na zewnątrz. To ciekawe miejsce mimo wszystko warto zobaczyć.