Przy polnej drodze wiodącej między innymi ku oznaczonemu niedawno środkowi powiatu drawskiego znajdują się pozostałości przedwojennej nekropolii. Powstała dopiero w XIX w., ponieważ wcześniej zmarłych chowano na cmentarzyku wokół kościoła. Po tych przykościelnych pochówkach praktycznie nie ma już śladu. „Nowy” cmentarz także nie oparł się zawieruchom historii. Próżno dziś szukać na nim nagrobków. Zachowały się tylko nieliczne ich fragmenty, jednak na krańcu cmentarnego terenu uwagę zwraca współczesny pomnik, a właściwie ustawiona na podmurówce z polnych kamieni tablica z inskrypcją w dziwnym języku. Wyryto na niej nazwiska 24 osób. Rok śmierci – głównie 1944. Jedno spośród zdań brzmi po polsku: „Umierają tylko ci, o których zapominamy”.
Tajemnicę tej zbiorowej mogiły wyjaśnia stojąca obok cmentarza tablica informacyjna. Pochowano tu Estończyków z wyspy Sarema (Saaremaa), którzy uciekli ze swego kraju w obawie przed sowieckimi represjami. Dlaczego trafili do niemieckiego wówczas Stawna? To trochę skomplikowana historia – niepodległość uzyskana przez Estonię po I wojnie światowej została przerwana wraz z wkroczeniem na jej tereny w 1940 r. wojsk radzieckich. Zapanował stalinowski terror. Kiedy w 1941 r. Sowietów zastąpili Niemcy, część społeczeństwa podjęła współpracę z III Rzeszą, uważając ją za mniej groźnego od ZSRR agresora. Rok 1944 przyniósł nową radziecką ofensywę i masową ucieczkę obawiających się kolejnych represji Estończyków.
Kilka tysięcy mieszkańców półwyspu Sorve (część wyspy Sarema) zostało wówczas ewakuowanych do Niemiec. Kilkudziesięciu z nich trafiło do Gdańska a następnie zostało przewiezionych w okolice Stawna. Przydzielono ich do poszczególnych domostw, jednak nie zostali przyjęci z otwartymi ramionami. Pomoc udzielona uciekinierom okazała się – delikatnie mówiąc - niewystarczająca. W ciągu dwóch zimowych miesięcy z głodu i zimna zmarło dwanaścioro dzieci w wieku od kilku miesięcy do 12 lat oraz drugie tyle osób starszych (62-85 lat). Pochowano ich we wspólnej mogile na cmentarzu ewangelickim. Ich historię opowiedział w 2010 r. jeden z tych, którym udało się przeżyć. Przyjechał do Stawna aby upamiętnić miejsce ostatniego spoczynku pobratymców.