W 2004 r., przy ulicy Wałowej w Tarnowie zbudowano przystanek tramwajowy z ławeczką w formie pomnika - to bodaj jedyna tego typu rzeźba w Polsce. Kilka metrów dalej, przy tej samej ulicy, znajdował się kiedyś prawdziwy przystanek tramwajowy. Śladów zarówno po nim, jak i po starej linii już nie widać, ale starsi mieszkańcy jeszcze pamiętają.
W 1911 r. Tarnów jako jedyne spośród mniejszych miast galicyjskich uzyskał pozwolenie na budowę elektrycznej linii tramwajowej. Czerwone pojazdy z błękitno-złotym herbem Leliwy po bokach, wzorowane na lwowskich, przez 31 lat stanowiły chlubę miejscowości. Tarnowianie nazywali je pieszczotliwie "biedronkami". Ich wnętrza były wykonane głównie z drewna.
W słoneczne poniedziałkowe popołudnie, 25 września 1911 r., pierwszy oficjalny kurs odbyli członkowie Rady Miejskiej i zaproszeni specjalnie na tę okazję goście. Kilka godzin później elektryczne wagony oddano do użytku publicznego. Mająca 2580 m linia prowadziła od ulicy Burtniczej, przez Lwowską, Wałową i Krakowską, aż do dworca kolejowego. Spośród ośmiu wozów w trasie zawsze było sześć. Słynęły z punktualności, pojawiając się na przystankach dokładnie co sześć minut, od godziny 6.00 do 22.00. Jedyną wadą tarnowskich tramwajów była ich… nierentowność. Utrzymywano je dzięki pokaźnym dotacjom z budżetu Rady Miasta.
Początkiem końca okazały się lata 30. Po wielkim krachu na giełdach światowych i w Polsce ceny biletów wzrosły tak bardzo, że liczba pasażerów spadła o połowę. Władze wojewódzkie rozpoczęły starania o likwidację linii, ale przed wybuchem II wojny światowej nie zdążyły jej zamknąć. W 1942 r. okupujący Polskę hitlerowcy zlikwidowali linię. Przyczyną nie była jednak nieopłacalność. Przecinająca miasto trasa przeszkadzała kierowanym z zachodu na wschód transportom wojskowym. Trakcję więc rozebrano i tarnowskimi ulicami już nigdy nie przejechały "biedronki".