100 żelazek, 50 maselnic, jakieś 90 aparatów radiowych i niezliczone ilości młynków - to duma Mariana Gancarskiego z Wambierzyc. Górnik z wykształcenia, kolekcjoner i człowiek licznych zawodów od lat zajmuje się ocalaniem życia różnym przedmiotom. W prywatnym skansenie, urządzonym na końcu wsi, zgromadził przedwojenne wózki, obrazy, stare radioodbiorniki, żelazka na dusze, nocniki, maszyny do pisania, kufle, kieliszki i dzbany. W specjalnych gablotach stoją również przepiękne szopki. Wszystko dokładnie opisane, a jeśli stosownego opisu brak, gospodarz chętnie o eksponacie opowie. Są tu także rodzinne pamiątki, jak choćby płaszcz dziadka, który został wywieziony na Syberię.
W dziale jednośladów stoi WFM, jeden z pierwszych, polskich motocykli powojennych, modna wiele lat temu hulajnoga z napędem i rowerowa tabliczka rejestracyjna z 1948 r. Parter zajmuje dział starych pralek i lodówek, pierwszych telewizorów, przedwojennych aparatów radiowych. Tu też znajduje się starodawna łazienka i izba pszczelarska. Ciekawscy mogą przyjrzeć się sprzętowi do ratowania górników. Nieco dalej pod sufitem wiszą żelazka do łapania szczurów, kun i tchórzy - zabronione obecnie przyrządy kłusownicze. Niepokorni poszukiwacze skarbów z pewnością zainteresują się słojami, w których ukryto banknoty. Uciekający przed Armią Czerwoną Niemcy zakopali je Bielawie. Dziś to nic nie warte kawałki papieru, które rozpadną się przy pierwszej próbie otwarcia słoja.
Skansen Mariana Gancarskiego można z całą śmiałością nazwać ożywionym, jako, że w zagrodzie biegają daniele, wietnamskie świnki, strusie i kozy. Z tyłu domu stoi potężne koło z rozebranego w Tłumaczowie młyna. Podwórze zdobi stary ciągnik Ursus z 1954 r. Na miejscu znajduje się bufet, czekają również miejsca w gospodarstwie agroturystycznym. Skansen jest czynny codziennie, od godz. 9.00 do zmroku.