Jest to ciesząca się kiepską sławą ulica na Pradze. Łączy Kijowską z Białostocką, przecina Ząbkowską. Położona jest więc między dwoma dworcami kolejowymi: Wschodnim i Wileńskim. Koło niej znajduje się Bazar Różyckiego.
Miejsce to jest niezwykle ruchliwe i średnio bezpieczne. Kiedyś mieszkali tu dorożkarze, kolejarze i rzemieślnicy, dziś lokatorami są kupcy z bazaru, robotnicy, przedstawiciele lumpenproletariatu. Kamienice - stare, oskubane, wyleniałe - pochodzą z końca XIX i pierwszych lat XX wieku. Znajdują się przeważnie w stanie opłakanym. Bramy i klatki schodowe, a także podwórka stanowią relikty starowarszawskie, ale mogą też budzić grozę. Ogromne jest tu zagęszczenie mieszkań. Występuje tutaj duża liczba osobników gustujących w alkoholu, który można nabyć wszędzie i o każdej porze. Kłębi się tu także ciżba ludzi rozgadanych, zaaferowanych, obładowanych towarami, zawsze czujnych, gotowych do obrony i agresji. Tu miał swoją knajpkę Wicuś Marynarz - olbrzymiej tuszy mężczyzna.
Usytuowany przy tej ulicy Szpital Kolejowy wydaje się być tutaj ciałem obcym. Brzeska przechowuje egzotykę i foklor, które niemal zniknęły z Warszawy. Ostatnia wojna przewaliła się bokiem, omijając - jakby ze strachu - tę praską ulicę. Czasem ten i ów z innej dzielnicy zabłądzi w te strony. Modus operandi mieszkańców Brzeskiej nie lubi podpatrywania przez obcych, kamery filmowe i obiektywy aparatów fotograficznych traktuje jak wrogów. Na podwórkach stoją zawsze ukwiecone kapliczki - palą się w nich świeczki, a przed nimi modlą się przekupki z bazaru i złodzieje kieszonkowi. Pamiętam jeszcze przy bramach podświetlone numery domów w języku polskim i rosyjskim.
Można zatem odwiedzać skansen na ulicy Brzeskiej - lecz z duszą na ramieniu, ręką na portmonetce i trzecim okiem z tyłu głowy.