Małe zespoły muzyczne, przeważnie mandolinistów i harmonistów, krążyły kiedyś – w wieku XX – po Warszawie. Występowały na podwórzach kamienic, na ulicach i w parkach. Muzykom towarzyszył przeważnie jeden śpiewak, zresztą wszyscy chętnie śpiewali chórem. Piosenki i ballady uliczne trafiały niekiedy do lokali zamkniętych, miały swoje wersje „salonowe”. Z kolei w ich repertuarze pojawiały się utwory znanych pisarzy, np. Jerzego Jurandota („ Ballada o jednej Wiśniewskiej"). Bardem „szemranych piosenek” był Stanisław Grzesiuk. Wiele z nich włączył do swojego repertuaru jeden z najbardziej warszawskich aktorów – Jarema Stępowski.
I tak po podwórkach oraz zaułkach stolicy słyszało się często: „Felek Stankiewicz był chłopak morowy, przyjechał na urlop sześciotygodniowy...” albo „Do Felkowej na Rybakach goście walą się we frakach…”. Była też „ Czarna Mańka", „ Apasz", no i przede wszystkim „ Bal na Gnojnej": „ Harmonia na trzy czwarte z cicha rżnie, ferajna tańczy, wszystko z drogi! Z szaconkiem, bo się może skończyć źle, gdy na Gnojnej bawimy się".
Ze starych zespołów pozostała dziś tylko „Orkiestra z Chmielnej” występująca na ulicy o tej nazwie, ale też w innych miejscach, np. w przejściach podziemnych pod Placem Na Rozdrożu i Rondem Dmowskiego. Muzycy sprawiają wrażenie poprzebieranych za warszawskich cwaniaczków, a grane przez nich utwory trącą sztuką estradową. Pieniądze zbierają jak ich pradziadkowie z Powiśla i Woli – do czapek.