Rzeźba przedstawia prawdziwą postać Katarzyny Włodyczkowej, uznanej za czarownicę, autorstwa Jacka Kicińskiego, której koszt wynosił 93 tys. zł i jak zwykle pojawiły się problemy z jej usytuowaniem.
A podobno było z nią tak: w 1736 r. Czeladź nawiedziły trwające przez ponad dwa miesiące ulewy. Włodyczkowa, wdowa mieszkająca na podwalu przewidziała to wydarzenie i przestrzegała czeladzian przed jego skutkami. Powódź była konkretna, jednak woda zatrzymała się tuż przed posiadłością kobiety. Ale niestety wdowa miała trudny charakter i często kłóciła się ze swoim sąsiadem - landwójtem Sojeckim, który nie mógł już tego zdzierżyć i oskarżył ją o czary. Twierdził, że dowodem winy jest właśnie zatrzymanie się wody akurat przed jej domem. Proces przed sądem grodzkim był szybki i pobieżny. Landwójt Sojecki ze swoim kompanem burmistrzem Żądlińskim dowodzili winy Katarzyny, głównie dlatego że mieli chrapkę na rozległy majątek wdowy. W efekcie kobieta została skazana, ścięta na Rynku w Czeladzi i dla pewności spalona. Włodyczkowa jednak, jak pokazała historia, została niesłusznie oskarżona o czary, zrehabilitowano ją, a rozgrabiony majątek po części wrócił do jej synów.