Lubno to wieś o średniowiecznej metryce. Ma w swoich dziejach epizod templariuszowski, ma i cysterski. Lata międzywojenne natomiast można nazwać epizodem do pewnego stopnia nazistowskim.
Ówcześni właściciele majątku byli zagorzałymi zwolennikami Hitlera. Bywał tu Adolf, bywali różni prominenci hitlerowscy, urządzano zjazdy, parady, partyjne spotkania. Dziś z tej pięknej budowli pozostała raptem jedna malowniczo opleciona roślinnością ściana. Trudno ją odszukać w zdziczałym gąszczu podworskiego parku. Jeszcze czterdzieści lat temu ściana była o wiele bardziej imponująca. Należała do bajkowego niemal pałacyku, któremu szczęśliwie udało się przetrwać pożogę wojenną, ale lata socjalizmu nie obeszły się już z nim tak łaskawie.
Zbudowano go w latach 1865-75. Neogotycka, romantyczna budowla, przypominająca swym kształtem disneyowskie zamki, powstała z przebudowy starszego dworu (1765). Dokonano tego na zlecenie ówczesnego właściciela – von Bassewitza, ojca Gerdta Bernhardta Bassewitza – autora znanej niemieckiej baśni o wyprawie Piotrusia na księżyc (Peterchens Mondfahrt).
Pałacyk został sprzedany rodzinie von Treichel i pozostawał w jej rękach aż do wybuchu wojny. Karol von Treichel zaprzyjaźnił się i dość szybko uległ wpływom późniejszego kata Warszawy Ericha von dem Bach-Zalewskiego, mieszkającego wówczas w pobliskim Bogdańcu. W krótkim czasie piękny pałac stał się – rzec można – kuźnią nazizmu, SS-mańskim gniazdem.
Później czasy się zmieniły. Pałac przeistoczył się w siedzibę PGR. Były tam biura, mieszkania, stołówka, urządzano w nim zabawy pracowników. Wreszcie nastał czas rozliczeń ze złą epoką i… opuszczony w 1963 r. pałac zamienił się w ruinę (podobnie jak dziesiątki innych na dawnych Ziemiach Odzyskanych). W świetle sprawiedliwości dziejowej spotkała go zasłużona kara, a jednak malowniczej budowli żal…