Klimat sennej, niepozornej małopolskiej wsi letniskowej w Beskidzie Makowskim odkrył w XVIII w. wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski, mecenas i fundator sąsiadującej z nią Kalwarii Zebrzydowskiej, osiadając na zamku będącym jego ostoją i miejscem odpoczynku od politycznych utarczek. W ślad za nim podążała cała plejada znakomitości odwiedzających miasteczko o uroczym, najbardziej stromo nachylonym ryneczku i magicznych prostopadłych uliczkach z drewnianymi domkami.
W latach dwudziestolecia międzywojennego atuty Lanckorony, a szczególnie jej sąsiedztwo z Kalwarią Zebrzydowską będącą miejscem modnych pielgrzymek, wzbudzają zainteresowanie coraz większych rzesz tzw. „worcorzy” (turystów), w tym w dużej mierze świata artystycznego. Nie uchroniło to miasta od utraty w 1933 r. praw miejskich i przemianowania na wieś letniskową. Późniejsze lata, II wojny światowej, odcisnęły piętno na „kurorcie”. Znaczna część intelektualistów, mieszkańców wsi, musiała opuścić ukochane miejsce i uciekać przed przymusowymi robotami. Wielu z nich nie powróciło, bo zostali wyniszczeni w obozach koncentracyjnych, ponieważ okupant postanowił umieścić tu kurort dla swoich elit.
Powojenne zaangażowanie „miejscowych” pozwoliło szybko odtworzyć przedwojenną bazę turystyczno-wypoczynkową, która została ponownie odkryta przez znakomitości świata artystycznego w latach 60., kiedy na wypoczynek, i nie tylko, zaczęli zjeżdżać tu z pobliskiego Krakowa „piwniczanie”, malarze, reżyserzy, aktorzy, muzycy wabieni pięknem krajobrazu, spokojem i urokiem miejscowości. Na cichych uliczkach spotykano: Andrzeja Wajdę, Krystynę Zachwatowicz, Konrada Swinarskiego, Andrzeja Majewskiego, Czesława i Maję Rzepińskich, Jerzego Radziwiłłowicza, Mariana Kosiniaka, Adama Hanuszkiewicza, Zofię Kucównę, Wojciecha Pszoniaka, Kazimierza Brandysa, Danutę Rinn i wiele innych znakomitości. Niektórzy przyjeżdżali tutaj wypocząć, inni zauroczeni okolicą zamieszkali i oddawali się swoim artystycznym profesjom, tworząc klimat Lanckorony.
Do dzisiaj nic nie uległo zmianie. Lanckorona nadal przyciąga swoimi atutami. Chętnie przybywają tu rzesze artystów oddających jej swoją duszę. Bardem i piewcą miasta pozostał nieżyjący Marek Grechuta, który śpiewał: „…Lanckorona, Lanckorona, rozłożona, gdzie osłona od spiekoty i od deszczu, od tupotów szybkich spraw…”. Spacerując wąskimi, brukowanymi uliczkami, nadal spotykamy kwieciste przydomowe ogródki, zaciszne galerie z obrazami, rzeźbami i ceramicznymi aniołami. Zachwyca sielski klimat miasteczka, w którym czas płynie powoli, wyciszając emocje życia codziennego. Spacery alejami: Zakochanych, Cichych Szeptów, Traktem Królewskim ładują akumulatory i pobudzają naszą wyobraźnię...