Kiedy po powstaniu warszawskim Niemcy wypędzili mieszkańców stolicy, uchodzący z płonącego miasta ludzie zostawiali klucze od nieistniejących mieszkań w kościołach leżących na trasie marszu do Pruszkowa. Pęki kluczy wisiały na ścianach, leżały na stopniach konfesjonałów i posadzkach zrujnowanych świątyń. Można było z nich utworzyć niezwykłe, jedyne w świecie muzealne zbiory. Ale kto w tamtych czasach miał głowę do takich rzeczy...
Po wojnie, kiedy odbudowywano i porządkowano kościoły, klucze zostały sprzątnięte. Potraktowano je jak niepotrzebne żelastwo. Miasto zaczynało tracić pamięć. Przez wszystkie powojenne lata niszczono ją na najrozmaitsze sposoby. Czyni się to – niestety – po dziś dzień, choćby przez zmianę nieraz bardzo starych nazw ulic, placów czy zakątków.
Kilkanaście lat temu przez „środki masowego rażenia” przetoczyła się dyskusja na temat zmiany nazwy ulicy Stołecznej wytyczonej jeszcze w latach 30. XX wieku i nazwanej tak przez Stefana Starzyńskiego. Stołeczna była więc jedyną chyba żywą pamiątką po prezydencie. Ksiądz Jerzy Popiełuszko, o niezwykłości którego nie ma potrzeby przekonywać, na pewno zasługuje na to, by być patronem jednej z warszawskich ulic. Ale czy musiała to być akurat Stołeczna? Ulica z tradycją?
W Europie to, co oparło się zamętom czasu, chronione jest w sposób szczególny, a zachodzące zmiany polityczne i niemodne nazwiska utrwala się na tablicach pamiątkowych. U nas zaś kolejne ekipy sprawujące władzę lekką ręką wymieniają tabliczki na rogach ulic, jakby nie miały żadnego związku z przeszłością i pamięcią miasta.
Już 5 lutego 1945 roku, a więc zaledwie w kilka tygodni po opuszczeniu Warszawy przez Niemców, zebrała się na uroczystej sesji Rada Narodowa, by wyłonić spośród siebie specjalną komisję do zmiany nazw ulic – tak jakby nie było nic pilniejszego do zrobienia w zrujnowanym mieście. Przewodniczącym komisji został Kazimierz Pietrasz, a jej członkami m.in. Maria Dąbrowska (reprezentująca Związek Literatów) i Eugeniusz Szwankowski – człowiek niezwykły, obdarzony wielką wyobraźnią, historyk i archiwista, któremu miasto zawdzięcza ocalenie części zasobów archiwalnych. Obydwoje – Dąbrowska i Szwankowski – wykłócali się o wiele nazw i Warszawa winna im to pamiętać. Niestety nie udało się przeciwstawić barbarzyńskiej decyzji zmiany nazwy Alei Ujazdowskich na Aleje Marszałka Józefa Stalina… Decyzje zapadały przecież większością głosów, a ta należała do komunistów.
Dokonano wtedy w mieście rozmaitych dziwactw. Plac Saski przemianowano na Plac Zwycięstwa, który obecnie zwie się Placem Piłsudskiego, choć większość varsavianistów twierdzi, że należało mu przywrócić nazwę historyczną. Podobny los spotkał Aleję Szucha, pamiętną z racji działalności Jana Christiana Szucha (1752-1813), zasłużonego dla Warszawy ogrodnika i architekta, który zajmował się nie tylko Łazienkami (był „intendentem ogrodów królewskich”), zaprojektował przecież wiele warszawskich placów: Zbawiciela, Unii Lubelskiej, Na Rozdrożu (zwany w ówczesnych czasach Gwiaździstym). Jakby niepomni tych zasług nadgorliwi miejscy urzędnicy zaraz po wojnie Aleję Szucha nazwali Aleją Pierwszej Armii Wojska Polskiego. Trzeba było ponad trzydziestu lat, aby starania Towarzystwa Przyjaciół Warszawy i prof. Juliusza W. Gomulickiego uwieńczone zostały sukcesem. Władze zezwoliły, aby maleńki kawałek ulicy, ten, na którym mieściła się katownia gestapo, z powrotem nazwać Aleją Szucha.
W przedwojennej Warszawie było ok. 1800 ulic, z czego aż 217 nosiło od stuleci te same nazwy, np. Dobra, Tamka, Krzywe Koło. Wiele starych nazw po wojnie wyeliminowano, zastępując je nowymi, najczęściej bezbarwnymi i niewiele mówiącymi. Chmielna, Złota i Zgoda otrzymały imiona Rutkowskiego, Hübnera i Kniewskiego. Warszawiacy od razu nazwali je ulicami „trzech terrorystów”. Około roku 1947 Twarda stała się ulicą Krajowej Rady Narodowej, zaś odcinek Alei Jerozolimskich od Nowego Światu do Dworca Centralnego – ulicą Władysława Sikorskiego, Wiejska – Ignacego Daszyńskiego, Żelazna – Mariana Buczka, Smolna – Stefanii Sempołowskiej, Krucza – Stanisława Dubois, Foksal – Młodzieży Jugosłowiańskiej, która odgruzowywała tą ulicę. Po latach Daszyński, Sikorski i Sempołowska okazali się niesłuszni, młodzież jugosłowiańska również i ulice powróciły do nazw historycznych.
Zmiana nazwy ulicy ma sens jedynie wtedy, gdy przywraca tradycję albo gdy poprzednia firmuje kogoś lub coś związanego z wyjątkowo paskudnymi zdarzeniami. Aleja Świerczewskiego winna więc zwać się jak kiedyś Lesznem i Zygmuntowską, a nie Aleją Solidarności. Mimo że znowu mamy Plac Bankowy (Dzierżyńskiego) i Wilsona (Komuny Paryskiej), Złotą, Chmielną oraz Zgodę, Jagiellońską, Kruczą i Foksal, nie da się zaprzeczyć, że w ostatnich latach raz jeszcze spustoszono coraz krótszą pamięć miasta. Zamiast nazw określających charakter ulicy, w nowych osiedlach mnożą się abstrakcyjne byty w rodzaju ulicy Agrafki czy Awionetki RWD. Po co awionetce ulica? Przydałby się jej raczej hangar, a urzędnikom nadającym ulicom nazwy Aleja Opamiętania.