Ofensywa wojsk radzieckich mająca na celu wyzwolenie Olsztyna rozpoczęła się w nocy z 21 na 22 stycznia 1945 roku. 3 Korpus Kawalerii Gwardii pod wodzą generała Nikołaja Oślikowskiego walczący w ramach II Frontu Białoruskiego, który wtargnął do miasta nocą, zastał Olsztyn niemalże całkowicie wyludniony. Większość mieszkańców zdołała się ewakuować w kierunku Zalewu Wiślanego. Żołnierze napotkali niewielki opór, głównie sił złożonych z Volkssturmu i w zasadzie koncentrował się wokół dworca kolejowego. Ci którzy pozostali w mieście, to niewielka grupa polskojęzyczna, jednak byli oni uważani za Niemców i większość z nich padła ofiarą bestialstwa ze strony czerwonoarmistów.
Ostatecznie za datę zdobycia miasta uważa się dzień 22 stycznia, i tego samego dnia o godzinie 21.00 z rozkazu Józefa Stalina z 224 dział oddano 20 salw armatnich w ramach uczczenia zdobycia miasta Allenstein. Komendantem wyzwolonego miasta został wówczas pułkownik Aleksandr Szumski. Tyle oficjalnej historii, faktów które rzeczywiście miały miejsce. Jest jednak dalszy ciąg tych wydarzeń, z jednym bardzo ważnym epizodem który wpisał się w dzieje Olsztyna na wiele lat, a obecnie jest praktycznie zapomniany.
Wycofujący się Niemcy,Wehrmacht i Volkssturm, skoncentrowali swe siły na linii rzeki Wadąg. Planowali jeszcze odbić stracone pozycje i 23 stycznia doszło do potyczki w okolicy wsi Kieźliny. Tego właśnie dnia, według relacji wspomnianego już generała Nikołaja Oślikowskiego, młody szeregowiec Piotr Diernow niepostrzeżenie miał przedostać po cienkim lodzie się na drugi brzeg rzeki, podczołgać się do ukrytego w bunkrze stanowiska ckm i rzucić się na otwory strzelnicze zakrywając je własnym ciałem. Nietrudno się domyśleć że ten czyn pozwolił pozostałym wojskom przejść do ataku i zająć niemieckie pozycje. Ten właśnie fakt był powielany w mediach aż do lat 80 ubiegłego wieku przy okazji zbliżającej się rocznicy wyzwolenia miasta.
W 1967 r. w miejscu, gdzie miało się to wydarzyć odsłonięto głaz pamiątkowy. Tego samego roku imieniem bohatera nazwano szkołę podstawową i wmurowano na jej ścianie pamiątkową tablicę. Imieniem Diernowa nazwano ulice w Olsztynie i sąsiadujących z miejscem wydarzenia wsiach. Powstał nawet szlak turystyczny jemu poświęcony. Przy ustawionym nad samym brzegiem rzeki Wadąg głazie organizowano manifestacje patriotyczne, harcerze zaciągali honorowe warty. Tak było, teraz właściwie nikt o tym nie mówi, historyczne miejsce uległo dewastacji a nadane kiedyś nazwy zostały zmienione. Pozostało pytanie czy tak było naprawdę, czy ten fakt miał rzeczywiście miejsce, a może wojenna ofiara złożona prze Piotra Diernowa to tylko mit?
Istnieje duże prawdopodobieństwo iż historia Diernowa to propagandowy wymysł mający potwierdzać bohaterstwo Armii Czerwonej, stworzony w czasach zadekretowanej przez władze partyjne przyjaźni z ZSRR. Wszystko mogło być po prostu wymyślone i podkoloryzowane. Być może trzeba było stworzyć bohatera aby zagłuszyć zbrodnie których dokonali czerwonoarmiści, np. takie jak wymordowanie całego personelu szpitalu psychiatrycznego w Kortowie czy zabicie duchownych broniących swych świątyń.
Relacje starych mieszkańców również nie potwierdzają tego wydarzenia; przede wszystkim nigdy nie było tam bunkrów, Niemcy okopali się tylko na terenie dzisiejszych ogrodów działkowych, nikt też nie pamięta aby rzeka Wadąg zamarzła do tego stopnia pozwalając na przejście po lodzie. Chociaż nikt już dzisiaj nie przywiązuje wagi to tych wydarzeń, historia rządzi się własnymi prawami zamykając pewne rozdziały ale i pozostawiając pytania. A te wciąż czekają na odpowiedź.