Co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje na temat profesji, które bezpowrotnie zostają zatracane, pomimo że stanowią spuściznę naszej kultury, historii i rzemiosła. Kto bez chwili zastanowienia powie, czym zajmował się zdun, folusznik czy szkutnik? Są to zawody całkowicie zapomniane, o których w większości nie tylko nic nie wiemy, ale nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w ogóle istniały. Adiutanci, miejscy kaci, czy szambelani papiescy to tylko niektóre z niezwykłych i niespotykanych zawodów, których przedstawicieli możemy odnaleźć spacerując alejami warszawskiego Cmentarza Powązkowskiego.
Dla nas część z tych profesji jest całkowicie niezrozumiała, tymczasem w XVIII wieku pełniły one kluczowe role w prawidłowym funkcjonowaniu większości miast Rzeczypospolitej. Kat, czy wybawca…? Najbardziej nietypowym i z punktu widzenia współczesnego czytelnika, jednym z najokrutniejszych zawodów, był urząd kata miejskiego, określanego w gwarze złodziejskiej „skruchem”. Według prawa magdeburskiego: „Urząd jego na tym jest, aby egzekucyjną czynił nad złoczyńcą wedle przewinienia rozmaitym karaniem i różną śmiercią”. Z czym innym, jak nie z toporem i kapturem zaciągniętym na głowę kojarzy nam się kat? Ten zawód nie tylko dzisiaj niesie za sobą negatywne emocje. Już wówczas postać kata była uważana za nieczystą i skalaną, a przezwanie kogoś butlem, szargarzem, czy hyclem niejednokrotnie skutkowało obrazą, a nawet wystąpieniem na drogę sądową w celu obrony dobrego imienia. Pomimo całej krytycznej opinii towarzyszącej osobie ciemiężcy, było to stanowisko niezbędne we właściwym sprawowaniu władzy i porządku dawnych aglomeracji. Do zakresu obowiązków kata należały nie tylko czynności związane z działaniami procesowymi, czy egzekucją wyroków sądowych, ale także zupełnie odmienne, które nie kojarzą się nam z katowską profesją, jak łapanie bezpańskich psów, czy czyszczenie ulic i kloaków. Kaci, jako nieliczni, mieli prawo do legalnego leczenia urazów zewnętrznych o charakterze chirurgicznym. W Warszawie, w dokumencie z 1762 roku zatytułowanym „Ordynacja policji”, istnieje zapis dopuszczający urzędników katowskich do wykonywania kuracji złamań, zwichnięć, itp. Mówiąc o warszawskich przedstawicielach tej profesji, należy wspomnieć o jednej z ostatnich rodzin katów miejskich. Stefan Bem, senior rodu, sprawował urząd kata przez ponad 19 lat. Po porzuceniu studiów chirurgicznych na Uniwersytecie w Królewcu, został oficjalistą w dobrach Karola Stanisława Radziwiłła. W 1793 roku w wyniku nalegań prezydenta Warszawy, Ignacego Wyssogoty Zakrzewskiego, został mianowany na stanowisko kata miejskiego. O jego popularności świadczy przysłowie stworzone przez stołeczny lud: „Pójdziesz do Stefanka na śniadanie” lub „U Stefanka, są śniadanka”, które wypowiadano wówczas, gdy chciano komuś dopiec. Wedle zachowanych przekazów, Stefan Bem wykonał większość wyroków śmierci na przywódcach konfederacji targowickiej w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Kiedy zakończył służbę, jego obowiązki przejął syn - Kacper Bem.
Na warszawskich Starych Powązkach znajdziemy ostatnie już ślady po dawnych rzemieślnikach warszawskich, od przedstawicieli tak specyficznego rzemiosła katowskiego, jak rodzina Bemów po przedstawicieli bardziej przyziemnych cechów. Znajdziemy tu grób braci Łopieńskich znanych odlewników, w których zakładzie powstało wiele warszawskich pomników
Poznamy także historię Romana Szewczykowskiego zwanego „żelaznym kwiaciarzem”, który był Starszym warszawskiego Cechu Ślusarzy, Puszkarzy, Ostrogarzy i Gwoździarzy. Ten mistrz ślusarski był jednocześnie artystą tworzącym przepiękne kompozycje metaloplastyczne.
Na warszawskich Powązkach odkryjemy także ostatni ślad wielopokoleniowego rodu warszawskich szewców – rodziny Hiszpańskich. Buty od Hiszpańskich podobno były rozpoznawane nawet na ulicach Nowego Jorku - mówi Ewa Mierzejewska, współautorka projektu ipowazki.pl.
Służba niejedno ma imię… Kolejnym, pomału zanikającym zawodem, którego korzenie sięgają czasów Stanisława Augusta, był urząd adiutanta. Funkcję tę pełnili oficerowie, których głównym zadaniem było służenie u boku wyższego rangą dowódcy. Do ich obowiązków należało roznoszenie rozkazów, pomoc na polu bitwy oraz spełnianie wszelkich powierzonych czynności służbowych. Pierwszym, znanym nam urzędnikiem służącym u boku Poniatowskiego był Filip Fleury. Jednak do najbardziej zasłużonych należą Henryk Comte – adiutant prezydentów Wojciechowskiego i Mościckiego oraz Aleksander Hrynkiewicz, przyboczny Józefa Piłsudskiego.
Funkcją, zupełnie odmienną, zarówno pod względem powierzonych obowiązków, rangi jak i wzbudzanych emocji, była funkcja szambelana papieskiego. Szambelani papiescy mieli dostęp do prywatnych pomieszczeń papieża, pełniąc służbę przy jego osobie. Była to jedna z najważniejszych nominacji kościelnych, jakie mogła uzyskać osoba świecka. Status szambelana najczęściej nadawano rodom szlacheckim, wybitnym politykom oraz ludziom nauki. W głównej mierze było to wyróżnienie honorowe, które dawało prawo służenia papieżowi przez jeden tydzień w roku podczas oficjalnych uroczystości. Stanowisko to zostało zniesione przez papieża Pawła VI i zastąpione tytułem Dżentelmena Jego Świątobliwości. Urząd ten, pomimo że związany z Państwem Watykańskim, swoich przedstawicieli miał także w Warszawie. Jednym z nich był Jan Witalis Bączkiewicz – lekarz i społecznik, znany przede wszystkim z działalności na rzecz Zakładu Leczniczego dla Dzieci w Warszawie oraz dokonań w dziedzinie otorynolaryngologii dziecięcej.
Wszyscy powyżsi, pełniący te różne rodzaje służby, znaleźli wieczny odpoczynek na Starych Powązkach w Warszawie. Spacerując alejkami cmentarza znajdziemy jeszcze innych przedstawicieli tych dzisiaj już zapomnianych „profesji”, Franciszka Ryxa, początkowo golibrodę podkanclerzego litewskiego Sapiehy, następnie kamerdynera króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i jednego z najbardziej zaufanych jego ludzi, sprawującego pieczę nad królewską szkatułą.
Wybierając się na spacer po Cmentarzu Powązkowskim warto odwiedzić także grób generała adiutanta Jego Cesarskiej Mości Napoleona I, Stanisława Potockiego – mówi Piotr Maślankiewicz, współautor projektu ipowazki.pl Każda epoka niesie za sobą zupełnie nowe prawa i obowiązki, dlatego też wiele profesji i umiejętności z biegiem czasu, zmian ustrojów politycznych oraz ogólnej transformacji panujących norm, zostało całkowicie zapomnianych albo uległo dogłębnemu przekształceniu. Życiorysy przedstawicieli dawnych zawodów możemy poznać dzięki Interaktywnemu Przewodnikowi po Cmentarzu Powązkowskim, który umożliwia samodzielne zaplanowanie trasy wycieczki po Starych Powązkach na www.ipowazki.pl.